OPOWIADANIE ŚWIĄTECZNE CZ. I
Jutro jest 24 grudnia, ogrom pracy przede mną, a ja już nie mam siły. Od kilku dni nieustannie rozwożę prezenty po całym globie, nie mam ani minuty wytchnienia, nie dojadam i nie dosypiam. Rudolf twierdzi, że dzięki temu trochę schudnę, a ja uważam , że on na starość staje się złośliwym zgredem i uwielbia mi dokuczać. Coraz trudniej jest znaleźć uczciwych pracowników, elfy obijają się całymi dniami, popijają rum i wszystko pozostaje na mojej głowie, a przecież mam już swoje lata i należy mi się chwila odpoczynku. Do tego te stare sanie z zepsutymi resorami, przed przyszłymi świętami muszę je oddać do warsztatu. Nie mam nawet oparcia w moich reniferach, robią się coraz to bardziej wymagające, domagają się podwyżek, gdy nie spełniam ich życzeń grożą strajkiem. Sam czuję się coraz gorzej ostatnio sporo przytyłem, nie mogę już przechodzić przez komin, więc zostawiam paczki pod drzwiami. Z roku na rok trudniej zadowolić ludzi prezentami. Dawniej, jakieś pięćdziesiąt lat temu byli zdecydowanie mniej wymagający i cieszyli się z wszystkiego, cokolwiek dostali , teraz nic im się nie podoba.