CD DALSZY
- Zaświeć mi tutaj! - Powiedział do Berina, podając mu latarkę. Po chwili wyciągnał
z samochodu olbrzymi namiot, mówąc do wszystkich:
- Może prześpijmy się, a gdy zrobi sie widno, ruszymy po pomoc.
- Jestem głodna- powiedziała Mirtha.
- Tą noc jakoś wytrzymasz!- Odpowiedział Jeher. Śpiworów nie ma niestety ale jest parę koców. I wzieli się za rozbicie namiotu, co było strasznie trudne w takich warunkach,
w ciemnościach, w gęstym borze, w błocie. Jednak po godzinie udało się im wszystkim znaleźć juz wewnątrz, pod kocami, głodni, zziębnięci, przestraszeni próbowali zasnąć. Jednak wszyscy mieli z tym problem, każdy myslał tylko o jutrze, o tym co powiedzą jak wrócą, jak się wytłumaczą. Dopiero po jakimś czasie dało sie słyszec równe oddechy śpiących, wszystkich
z wyjątkiem Jehera, który wsłuchiwał się w szum drzew i rozmyślał. W namiocie panował półmrok bo chłopak nie zgasił latarki, wpatrywał sie w ten niewielki strumień światła,
który dawał mu pewne ukojenie. Wiatr huczał między drzewami, powodując mrożące krew
w żyłach wycie. Nagle obok ściany namiotu przemknęła jakaś sylwetka, jakiś ludzki cień. Jeher zamarł. Z przerażeniem czekał co będzie dalej. Usłyszał odalające sie kroki, coraz cichsze, coraz dalsze... Powoli odzyskiwał oddech.
- Pewnie mi się zdawało...- pomyślał z ulgą.
I wtedy coś z całej siły uderzyło w ścianę namiotu. Kroki poczęły się zbliżać, coraz szybsze, głośniejsze, straszniejsze. Owa sylwetka ponownie zamajaczyła na ścianie namiotu, zaczęła go okrążać. Chłopak zastygł, nie mógł zrobić zupełnie nic. Chciał krzyczeć, ale z jego gardła wydobywał sie tylko bezdźwięczny odgłos. Cień biegał wokół niego, wydając przy tym jakieś dźwięki, śmiech, krzyk, wszystko to odbijało mu sięw głowie. Huk, śmiech, płacz, krzyk...
- O Boże, zaraz oszaleję!
Zrobiło mu się zimno, dostał drgawek, zaschnięta rana na jego głowie pękła, w ustach poczuł słodki smak krwi, serce biło mu jak oszalałe, myślał, że zaraz wybuchnie. Drzwi namiotu zaczęły się rozsuwać, ząbek po ząbku, dźwięki zamieniały się w słowa- Zostawiliście mnie...Samą.... Ja żyłam....Oni wiedzą...
Po chwili wszystko ucichło,a zamek przestał się rozsuwać. Jeher odzyskał mięśnie, zerwał się koca i wyskoczył z namiotu. Zaczął świecić latarką jak oszalały po mokrych pniach, po ziemi, po mchu. Coś mignęło w oddali. Chłopak zląkł się okropnie, ale nie przestawał świecić. Trafił na samochód, jednak wśrodku nie było ciała Arisy. Nagle poczuł zimny oddech na karku, jednak bał się odwrócić. Ktoś wyszeptał mu do ucha: Zabiłeś mnie...Jeher powoli zaczął sie odwracać, świecąc cały czas latarką. I wtedy w strumieiu światła pojawiła się twarz Arisy, blada, zakrwawiona. Spojrzał jej prosto w zimne, czarne oczy pozbawione białek,
co go zmroziło do szpiku kości Upuścił latarkę, zaczął krzyczeć, czym obudził przyjaciół .
Już nie wiedział co się z nim dzieje, było mu to obojętne, czuł, że ktoś go ciągnie do namiotu. W uszach ciągle mu szumiały słowa: Oni wiedzą...Ja żyłam...Zabiłeś mnie...Zginiesz...- Głosy oddalały się coraz bardziej, odbiały się głucho w przestrzeni, lecz ktoś ciągle powtarzał jego imię: Jeher... Jeher...Jeher....!
Ktoś z całej siły szarpał go za ramię.
-- No nie, zasnął po kilku minutach jazdy!
Chłopak otworzył oczy- znajdował się w samochodzie, na tylnym siedzeniu. Muzyka huczała w głośnikach, alkohol rozlany był chyba wszędzie. Maws nagle zaproponował
- Może pojedziemy przez las, będzie szybciej?
Na te słowa Jeher zerwał się jak oszalały, chciał jak najszybciej stąd uciec.
- Co ty człowieku wyprawiasz? Nie kręć się!- krzyknął Maws, ale było juz za późno. Jeher trącił go w rekę, Maws starcił panowanie nad samochodem, wpadli w poślizg i uderzyli
z impetem w ogromne drzewo...
Pani Stracey właśnie parzyła sobie ziółka w kuchni gdy nagle rozległo się ciche pukanie
do drzwi. Staruszka, tak szybko jak tylko pozwalały jej na to schorowane nogi, podrepała
do nich, by otworzyć. Na progu ujrzała, przemoczoną, zakrwawioną dziewczynę,
która wyszeptała tylko- Pomocy... Moi przyjaciele nie żyją....
Staruszka właśnie podążała za tą biedną dziewczyną, dowiedziawszy się tylko,
że ma na imię Arisa i że jej przyjaciele gdzieś tu się rozbili. Doszły do samochodu, a widok był straszny. Ogromna gałąź przebiła szybę i wbiła sie w głowę jakiejś dziewczyny. Pani Stracey chciała sie tam zbliżyć, jednak najpierw rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że Arisy nigdzie nie ma! Wtem drzwi samochodu otworzyły się i wyczołgało się z niego pięć osób.
Jakaś dziewczyna płakała- Spójrzcie na przednie siedzenie! Biedna Arisa!
I wtedy rozległa sie syrena policyjna, straży i karetki, nadeszła pomoc, ale było juz za późno. Arisa nie żyła już od godziny...