photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 5 PAŹDZIERNIKA 2007
Nocna wycieczka - Gdzie moja prostownica? - Paznokieć mi się odkleił! - Gdzie mój tusz?! - Rozsypałam puder! Sobota. Impreza. Jednym słowem chaos i panika, gorzej niż w cyrku, bo nawet ten ma jakiś swój program...Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Arisa, Mirtha i Tirma jak na komendę rzuciły się do nich, jedna z tylko do połowy pomalowanym okiem, druga z przypalonymi włosami, trzecia z połową przyklejonych paznokci. - Hej! Chłopaki poczekajcie jeszcze parę minut, dobrze? Jesteśmy już yyy... Prawie gotowe. Wejdźcie.- powiedziała trochę zmieszana Mirtha. Do mieszkania weszło trzech wysokich chłopców: śniady i bardzo przystojny brunet Jeher, sympatyczny blondyn Maws i podobny do niego Bernin. Rozejrzeli sie niepewnie po pokoju w którym dosłownie fruwała każda rzecz. Wszystko było na wierzchu, porozsypywane, pogniecione, wylane, spalone, powywracane. - Jeszcze chwilę, naprawdę!- wyszczerzyła się do nich Mirtha. I w tym momencie padła jak długa, zaplątując się w kable. Chłopcy pomogli jej się podnieść, nie omieszkając ryczeć przy tym ze śmiechu. Wreszcie po jakiejś godzinie udało się im wszystkim zapakować do samochodu i odjechać. Klub do którego się wybierali był bardzo oddalony od ich miasta, a żeby skrócić sobie drogę Maws zaproponował: - Może pojedziemy przez las, będzie szybciej??? I skręcili. Wszyscy byli tak rozbawieni, że nie zauważyli nawet jak strasznie zaczęła zmieniać się pogoda. W samochodzie głośniki aż huczały od głośnej muzyki, nad nimi unosił się zapach alkoholu, którym się raczyli po drodze, żeby, jak mówili, impreza była udana. Droga była długa i kręta, a im bardziej oddalali się od miasta tym robiło się coraz ciemniej. Światła latarni ulicznych nie docierały juz w te głębsze partie lasu, a reflektory ich samochodu niewiele oświetlały to, co było przed nimi. Wiatr coraz bardziej się nasilał, zaczął niebezpiecznie wyginać drzewa, deszcz padał tak mocno, że wycieraczki nie nadążały usuwać kropli z szyby. Leśna ścieżka powoli zamieniała się w gęste błoto a korzenie wychodziły na wierzch, utrudniając jazdę. Po godzinie wjechali w tak gęsty las, że ścieżka zaczęła powoli zwężać się, drzewa rosły jedno na drugim a zeschłe gałęzie zahaczały o samochód, rysując lakier. Pierwsza oprzytomniała Tirma. - Maws, może jednak zawrócimy? Zobacz jak tu się robi strasznie. A może ta droga jest nieprzejezdna dalej? - Nie martw się, wczoraj tędy jechałem, na pewno dojedziemy! Już nikt o nic więcej nie pytał, przyjaciele wrócili do opowiadania sobie dowcipów. Po jakimś czasie Mawsa za kierownicą zmienił Jeher. Jednak on niezbyt interesował sie drogą, wolał przyglądać się długim nogom Arisy. Dziewczyna to spostrzegła i zaczęła niewinie się do niego uśmiechać. Ich oczy spotkały się... Arisa poczuła jakieś przyjemne ciepło i motylki w brzuchu, . - Oj czy ty aby mnie nie próbujesz poderwać?- powiedziała słodko. Jeher już otworzył usta aby odpowiedzieć lecz nagle Tirma krzyknęła: - Jeher! Drzewo! Parę metrów przed nimi na drodze leżało ogromne drzewo. Jeher naciskał hamulec, jednak ten zaciął sie i nie działał, a przeszkoda zbliżała się nieuchronnie. Wpadli w poślizg, chłopak w ostatniej chwili zdążył przekręcić kierownicą tak, że uderzyli w nie tylko bokiem. Jeherowi zrobiło się ciemno przed oczami. Otoczyła go cisza, pustka, spokój. Jakieś dźwięki głucho odbijały mu się w głowie, on sam był tak lekki, że wzbijał się do góry... Lecz jakaś siła ściągnęła go z powrotem na dół. Odzyskał przytomność. Poczuł ogromny ból w klatce piersiowej i w głowie, cały drżał. Bał się spojrzeć na przyjaciół, zamknął oczy, chciał tak siedzieć w ciemności aż do końca świata, byle tylko nie spojrzeć, nie zobaczyć nic... Nagle do jego uszu dobiegł ciężki oddech dochodzący z tyłu. Ktoś zwymiotował. Jeher pewniej otworzył oczy i zaczął powoli odwracać głowę. I w tym momencie przeraził go okropny widok. Gałąź tego piekielnego drzewa przebiła się przez szybę samochodu i wbiła prosto w głowę Arisy, która juz nie żyła. Jeher ponownie stracił przytomność. Obudziło go mocne uderzenie w policzek. Leżał na mokrej ziemi i jak przez mgłę widział cztery postacie pochylone nad nim , krzyczące- Obudź się! Prosimy! Tirma płakała. Jeher podniósł się i spojrzał w stronę samochodu- Arisa nadal tam była, blada, nieruchoma... Co on zrobił najlepszego? C powie je rodzicom? Jak wrócą do domu? Jego rozważania przerwała Mirtha, wskazując na głebię lasu. - Tam, w oddali widzę jakieś światło, może mieszkają tu jacyś ludzie? Pójdę po pomoc! - Oszalałaś? -krzyknął siedzący do tej pory cicho Bernin. Kto by mieszkał w środku lasu?! - Uspokójcie sie! Nie krzyczcie na siebie! To bez sensu! - powiedział Mews, siląc się na spokojny ton. - No przecież...! - krzyknał Jeher i rzucił sie do bagażnika. - Zaświeć mi tutaj! - Powiedział do Berina, podając mu latarkę. Po chwili wyciągnał z samochodu olbrzymi namiot, mówąc do wszystkich: - Może prześpijmy się, a gdy zrobi sie widno, ruszymy po pomoc. CD JUTRO