Siedziałam na tarasie z fajką w ręku,wpatrzona w rozciągające się ponad horyzont długie,makowe pola.Blond włosy owiewały moją twarz i delikatnie łaskotały w policzki.Między nogami trzymałam do połowy pustą butelkę coca-coli.Poruszyłam stopą w rytm muzyki dobiegającej z pokoju.W głowie miałam zupełny natłok myśli.Nie potrafiłam się na niczym skupić.Wszystko podejrzanie plątało się i zaraz znów rozdzielało.Zaciagnęłam się fajką i odchyliłam głowę do tyłu podpierajac się rękoma o zimną podłogę.Spojrzałam w ciemne niebo.Będzie burza,czułam to.Wzięłam kilka głębszych oddechów,po czym wstałam i weszłam do domu.
-Demon,złaź na dół!-krzyknęłam do brata,o ile hmm mogę go nazwać "bratem"?Syn ukochanego matki.Ojciec zostawił nas jak miałam dziewięć lat.Stare dzieje.
Nazywał się Danny,ale wszyscy wołali na niego Demon.W sumie pasowało,zarówno do charakteru jak i wyglądu.
-Czego chcesz?-burknął,kiedy wszedł zaspany do kuchni z pustą szklanką w ręku.
-Daj mi klucze.
-Chyba kpisz.Nie wsiądziesz za kierownicę mojego cudeńka.Nie masz co śnić "siostrzyczko".-uśmiechnął się szyderczo,po czym nalał sobie wody.Spojrzałam na niego zniesmaczona i zacisnęłam mocno zęby.Miałam ochotę go uderzyć.Nikt mi tak nie działał na nerwy jak on.
-No boże,co ci zależy..-jęknęłam,opadając ciężko na krzesło.
-Zależy,bo nie był tani.
Popatrzyłam na niego i przez chwilę przemknęła mi przez głowę myśl,że w tej czarnej,mocno opiętej na ciele koszulce wygląda naprawdę seksownie.Szybko ją odgoniłam i wyszłam z kuchni.Wbiegłam na górę i chwyciłam torbę.Wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy, telefon schowałam pospiesznie do kieszeni.Bez pożegnania zamknęłam za sobą drzwi i opuściłam dom.-Paranoja.-mruknęłam sama do siebie.
Idąc pustymi ulicami schwyciłam telefon i wybrałam numer Loli,mojej przyjaciółki.
-Ubieraj się.-oznajmiłam pewnie,gdy tylko usłyszałam jej głos.
-Czekam.-Za to ją kochałam.Bez zbędnych pytań,raportów i innych bzdetów.Była zawsze gotowa,zawsze dla mnie i przy mnie.Skręciłam w boczną uliczkę,zostały mi dwie przecznice.Wyciągnęłam papierosa i go zapaliłam.Spojrzałam na niebo.Będzie burza,tak..czułam to.
Godzinę później byliśmy już na drugim końcu miasta.Na naszej plaży.Najlepszej imprezowni w Brginthon.
Rzuciłam torbę pod jeden z filarów i podeszłam,by przywitać się ze znajomymi.Byli już wesolutcy.Zaśmiałam się więc wraz z nimi i rzuciłam wzrokiem na resztę.Być może kogoś szukałam.Nie wiem..Potem zabawa zaczęła się rozkręcać.
W którymś momencie podeszła do mnie Lola.Trzymała w reku ciemnoniebieską butelkę,chyba z piwem.Podeszła do mnie chwiejąc się już na nogach,opadła obok bezsilnie.
-Widziałam go.-szepnęła,biorąc długi łyk.
-Gdzie?-ożywiona spojrzałam łakomo na wszystkie strony.
-Tam stoi.-wskazała mi ręką pewną zgarbioną postać,pochylającą się nad barierką.
-Jak myślisz?Powinnam tam iść?-moje oczy się delikatnie zaszlikły.Lola wzięła mnie za rękę i czule cmoknęła mnie w usta.
-Biegnij.
Nie zastanawiąc się wstałam i zaczęłam zmierzać w jego stronę.Czułam narastajace tętno.W głowie wymyślałam tysiące scenariuszy.Wszystko to obróciło się w pył,gdy tylko na mnie spojrzał.
-Viki?-spytał lekko zdezorientowany.
-Spodziewałeś się kogoś innego,jak rozumiem.-odparłam chłodno.
-Nie.Po prostu nie sądziłem,że mnie zauważysz.
-A jednak,pozory mylą.-stanęłam obok niego i usiadłam na barierce.Popatrzył na mnie z lekkim przerażniem.Widziałam jak przy kolejnych drgnięciach,hamował swoje dłonie,by mnie nie dotknąć.Ale był gotowy.Był gotowy,by mnie złapać.Mimo wszystko nie patrzył mi w oczy.Jego wzrok był obcy,daleki.Przyglądałam mu się uważnie z każdej strony.Długa,umięśniona sylwetka.Dopasowane,czarne spodnie.Szary,pobudzający zmysły,mocno opięty na brzuchu podkoszulek i zielona bluza.Moja ulubiona.Poczułam jak jego zapach otula moje nozdrza.Boże..
-To już dwa lata.-szepnął po chwili.-Wiesz?
-Tak..i trzy miesiące.
-Nie tęsknisz?
Spojrzałam na niego i gdy napotkałam jego wzrok,pochyliłam się nad jego twarzą,tak,by poczuł mój oddech na sobie.
-Bardzo.
Być może to alkohol omamił moje zmysły i resztę.Być może nie myślałam racjonalnie.Być może on też nie.O cholera,na pewno nie.Jednym ruchem chwycił wargami moje usta i zaczął namiętnie całować.Zdjął mnie z barierki i do niej brutalnie przycisnął.Łapczywie naciskał językiem na najczulsze miejsca mojej szyi.Czułam jego szybkie bicie serca i ciężki oddech na sobie.Odwzajemniałam wszystko to,czym mnie obdarowywał.Nie mogłam inaczej.Od dwóch lat nie bylismy ze sobą.Zdarzały się momenty,w których myśleliśmy,że coś nas jeszcze łączy,ale więź słabła.W końcu urwał nam się kontakt.Czemu sie rozstaliśmy?Bo brał prochy.Był na skraju życia i śmierci.Musiałam odejść.Znęcał się nade mną psychicznie..potem fizycznie.Musiałam odejść.Teraz jest czysty.Chyba?Chyba tak.
Wślizgnął się ciepłą dłonią pod moją bluzkę i zaczął mozolnymi ruchami masować brzuch.Ciągle szeptał mi coś do ucha,ale przez przyspieszony oddech ledwo go rozumiałam.Wczepiłam palce w jego gęste,ciemne włosy i postanowiłam dać się ponieść chwili.
Gdy ranek zaczął świtać i pierwsze promienie słońca wdarły się między powieki,otworzyłam leniwie oczy.Wokół było istne pobojowisko.Wszędzie walały się butelki,niedopałki,a w ognisku wciąż tlił się płomień.Leżałam na piasku przykryta zieloną bluzą.Obok leżał Tom.Trzymał mnie mocno w objęciach,jakby bał się,że gdy się obudzi juz mnie nie zastanie.W sumie przemknęło mi to przez myśl,ale potem zrozumiałam,że zrobiłabym to,bo to byłaby łatwiejsza i bezpieczniejsza droga.Ja juz tego nie chce.Chce go i nic więcej.Leżałam wpatrzona w błękitne niebo i obłoki skąpane w budzącym się słońcu.Czułam dziwny spokój.Pierwszy raz od dwóch lat,trzech miesięcy i czternastu dni.
Wkrótce Tommy otworzył pierwszą powiekę i zaspany mruknął coś pod nosem.Pochyliłam się nad nim i delikatnie ucałowałam go w czoło.Otworzył drugą i spojrzał na mnie wzrokiem szczeniaka.
-Boże,śniło mi się,że..-usiądł nagle ożywiony.
DRUGA CZĘŚĆ W NASTĘPNYM WPISIE,BO SIĘ NIE ZMIEŚCIŁA CALOŚĆ!ZAPRASZAM!