Witam Kochanii.
Jak Wam mija początek niedzieli? U mnie jak zawsze nudy. Ale da się to wszystko nadrobić.
Zapraszam do czytania, dodawania do znajomych, klikania fajne..
Wyjść i już nigdy nie wrócić. Pójść na dworzec, położyć się na torach i czekać na wybawicielski pociąg. Mieć wyjebane na wszystji u wszystkich. Na tych, którze mają czelość nazwać się naszym przyjacielem. Spierdolić z tego świata. Ziemia osuwa mi się spod nóg.. rozumiesz? ta jebana bezradność i depresja.. // stoories.
***
Jeszcze kilka miesiący temu, dokładniej 15 lipca byłam szczęśliwie zakochaną dziewczyną, z marzeniami, które chciałam zrealizować. Miałam miliony planów, głowne w roli z nim. Miliony wiadomośi zapisanych na telefonie, codziennie nowe wiadomości zapisane w archiwum. Nie sądziłam, że czar pryśnie. Nie sądziłam, że to wszystko co on mówił, może być kłamstwem. A wszystko stało się 17-ego listopada. Głupi, pełnoletni frajer. Zapoznał się, rozkochał ją w sobie, wciąż okłamywał i zostawił. Tego siedemnastego listopada przyszedł dzień prawdy. Wszystko się wydało, wiedziałam, nie liczyłam na tłumaczenia, gdyż nie wierzyłam w to wszystko. `od kilkunastu miesięcy mam dziewczynę.` - więc gdzie podziały się uczucia do mnie, które kilkadziesiąt razy dziennie mi mówiłeś?! Uczucie miłości, które wciąż wierzyłam.. Nie mam już nic. Brak wiadomości na gg i w komórce. Zero znaku życia, czas zapomnień. Ale nie potrafię. Dzięki przyjaciołom trzymam się jakoś na nogach, ale nie jest łatwo. Codziennie wylewam łzy przez wspomnienia które siedzą w mojej głowie. Ale jak? Skoro 6-grudnia jest Twoje święto. - `MIKOŁAJki` i znów spływają łzy po policzkach, znów trzeba zaczynać od początku. Ale sama nie wiem czy chciałabym, aby wszystko wróciło. Zaczynając od początku i przeżywać to po raz kolejny. Jestem już bezsilna i bezradna. Nie umiem, a może i nie chcę stawiać kroków do przodu. Wolałabym stanąc w miejscu, nie istnieć, nie żyć. Pojawić się w lepszym świecie, a może i w gorszym. Ale może przynajmniej wtedy doceniłabym osoby, które odeszły z mojego życia, jednak dziękuję tym, którzy nadal trwają przy mnie. Ale zastanawiam się tylko, gdzie podziało się to szczęście, ta miłość, która kiedyś mnie otaczała. Patrząc na to z perspektywy czasu, wiele lat przede mną. A ja już bardzo bym chciała przestać żyć. Wiele razy próbowałam samookaleczenia. Ale to tylko zadaję samej sobie ból, a te pieprzone wspomnienia nie chcą zniknąć. A więc pytam się Boga: gdzie jest ta miłość. - brak odpowiedzi. - a może sama muszę sobie na to pytanie odpowiedzieć? a więc.. Love doesn't exist - miłość nie istnieje. // stoories.
***
Nienawidziłam fajek i alkoholu. Obracałam się w takim towarzystwie, które tego nie robiło. Do czasu.. zostawił mnie - odłożył na półkę jak zabawkę, której wyczerpały się baterie. Nie radziłam sobie od tamtej pory. Przestałam się uczyć, uciekałam z domu, chodziłam na wagary- na pierwszy rzut oka to mozna stwierdzć ' buntowniczka' ? nie.. to tylko brak kontroli nad sobą. codziennie brałam sobie pół szklanki czystej, wychodziłam z domu i chowałam się przed rodzicami. Od taty do tego brałam jednego papierosa - Viceroy. Nie robiłam tego, by zrobić mu na złość, bo przecież i tak nie zwraca na nią uwagi.. ani by poczuć się bardziej doceniona przez innych.. robię to, bo mam nadzieję, że któregoś dnia wezmę o jedną tabletke za dużo i naleje więcej niż pół szklanki - nie budząc się już na tym świecie. // stoories.
... No to ode mnie tyle. Nie wiem czy K. coś dzisiaj doda :o.
Buziaki, D. :* !