"Mery"
Dzień dłużył się niemiłosiernie. Może to ponura pogoda za oknem sprawiała, że wskazówki zegara poruszały się ślimaczym tempem, a Marysia nie mogła znaleźć sobie miejsca. Przygotowania do imprezy zakończyła już dawno. Paznokcie były pomalowane, włosy umyte i dokładnie wysuszone, najlepsza sukienka, jaką miała czekała już wyprasowana na wieszaku w pokoju. Próbowała się czymś zająć, jednak nie mogła się na niczym skupić, wciąż przywołując wspomnienia minionego wieczoru. "Dziewczyno, ogarnij się! Nic z tego nie będzie, on się nigdy nie zmieni." - mówił uporczywie głos w jej głowie, ale ona nie chciała do siebie dopuszczać tej myśli.
W końcu nastała długo oczekiwana godzina.
- Ślicznie wyglądasz, tęskniłem za Tobą. - puścił oczko, słodko się uśmiechając.
- No już nie bajeruj, idziemy czy nie? - odbąknęła zniecierpliwiona Marysia.
Tomek zabrał go do jednego z najlepszych klubów w mieście. Alkohol, głośna muzyka i tłum ludzi. Tego właśnie jej brakowało. Potrzebowała tej odskoczni od rzeczywistości.
- Mery, zwolnij. Mamy całą noc. - powiedział Tomasz, zabierając jej piwo.
- Daj spokój, jak się bawić to się bawić, nie? - Lekko wstawiona upiła kolejne dwa łyki.
- Może chcesz trochę tego? - powoli wyciągnął z kieszeni malutki woreczek tak, aby nikt nie mógł dostrzec jego zawartości. Ona już wiedziała o co chodzi. Pamiętała, jak ukrywał się w toalecie, żeby nie zostać zauważonym. Był później bardzo rozluźniony, niewiele mówił, bawił się całą noc, a oczy miał przekrwione. Nie wiedziała, co ma zrobić. Próbowała chronić się przed tym tyle czasu. Ale przecież jak raz trochę zaszaleje to nic się nie stanie, prawda? Jeden raz nie sprawi, że się uzależni. To tylko mała torebeczka...