Nasz mały, kluskowaty bombelek <3
Od rana snuję się w dresie, zawinięta w koc jak kokon. Nie mam apetytu i piję gorące kakao. Próbowałam czytać moje nowiutkie, świeże (ale już oblane kakao), "Igrzyska Śmierci", ale... Nie wiem, nie mogę się skupić. Jak to się mówi: "Nie wiem co czytam". Popadłam w jakiś popierdolony marazm. Olewam zajęcia. Jutro chyba też oleję, nie mam prezentacji, i ani mi na myśl nie przyjdzie, żeby dziś ją tworzyć. Nigdy. Czuję się jak mucha zastygła w słoiku miodu. Ja pierdole.
Nie wiem co robić.
Męczą mnie te niedokończone rozmowy. Męczy mnie brak poczucia jakiejkowiek pewności, dobrej czy złej. Zatrzymałam się w czasie i jak bierny obserwator wydarzeń czekam na dalszy ich rozwój.
Chciałabym cofnąć się o trzy dni i wcale nie powiedzieć kilku słów za dużo.
Chciałabym przeprosić. Najbardziej za to, że muszę przepraszać.
Myślałam dziś wystarczająco dużo. Dziś w ciągu dnia, dziś w nocy.
To takie kurwa przykre i skrajne zarazem. Sama nie wiem co myśleć. Ale...
Jeśli moja nieobecność nie zmieni nic w Twoim życiu...
Jakakolwiek obecność chyba też nie ma prawdziwego sensu.
Prawda?