Jedno jego spojrzenie i wszystko wróciło. Wszystkie wspomnienia, uczucia. Myślałam, że wyzbyłam się już wszystkiego, co się z tym kojarzy, że nie czuję już tego, co kiedyś, że nauczyłam się odrzucać całą emocjonalną część swojej osobowości. Ale jak się okazuje, nie było to prawdą.
Jednak zostały we mnie jeszcze jakieś resztki emocji, uczuć, człowieczeństwa. Pomimo tego, że jest masa pracy, ogrom rzeczy zajmuje mój umysł, odzwyczaiłam się od tego typu sytuacji, mam dalej siły i czas na takie pierdoły? Chciałam pozbyć się tego wszystkiego, co wiąże się z serca stukotem, maślanymi oczami, przyspieszonym oddechem na czyjś widok. Chciałam się wyzwolić w wszelkich takich więzów. Jednak to chyba nie jest całkowicie możliwe. Jedno spojrzenie. Zrujnowało ciężką pracę, wiele miesięcy odcinania się.
Z drugiej strony to znaczy, że nie jest ze mną tak źle, coś tam jeszcze we mnie żyje.
Już myślałam, że wszystko wymarło. A tu taka niespodzianka, mała istotka na spodzie serduszka zapukała i dała o sobie znać.
Może gdzieś na balkonie jej cień w dzikie wino wiatrem zaplątał się, zbyt nieśmiała by dać kroczek za próg, ale jest, deszczu wróć. (...)
Spotkamy się, jeszcze zejdą się nasze drogi. Na końcu świata będzie padał deszcz, padał deszcz.
Może gdzieś na balkonie nasz cień w dzikie wino wiatrem zaplątał się, zbyt nieśmiali by dać kroczek za próg, wiosno przyjdź, deszczu wróć!