Podejmujesz pewne wyzwanie, przemierzasz kilometry, cierpisz, męczysz się, wylewasz łzy i poty, wszystko w jednej, bardzo konkretnej intencji. Modlisz się o to, żeby coś się naprawiło, żeby było lepiej. Zależy Ci na tym najbardziej na świecie. W każdą łzę i bolesny krok wkładasz tę intencję.
Wracasz i jak jest?
Jest gorzej. Zdecydowanie gorzej.
Kolejne przepłakane noce, miliony wątpliwości, wiele raniących sytuacji, brak porozumienia, problemy w komunikacji i wiele innych...
Starasz się, a ciągle dostajesz tylko po dupie. I pojawia się pytanie, czy warto było? Czy warto było w to dalej iść? Czy warto było cierpieć? Czy warto było się starać? Czy warto było buntować się przeciwko pewnym zakazom, dla dobra?
Niektórzy mówią, że po to jest źle, żeby później mogło być już dobrze. Tylko ja się pytam, jakim kosztem mam dotrzeć do tego "dobrze"?
Nie rozumiem, dlaczego jest zupełnie na odwrót? Dlaczego prosząc o poprawe, następuje pogorszenie? Dlaczego chcąc dobrze, wychodzi źle?
Dochodzę do wniosku, że chyba był to zmarnowany czas. Może gdyby tego nie było, samo by się naprawiło? Może tylko pogorszyłam?
Czuję złość, żal, wewnętrzny bunt, ogromny smutek.
A przecież tak się starałam...
Inni użytkownicy: alexcvbogna123lollypoplollypopolejtoxddderwa22protectyourauraelmariachi28921lordmagriffy93gandaharbulkazpasztetem
Inni zdjęcia: Pierwszy wypatrzony elmarWiosna pamietnikpotworaKlasztor ściana frontowa bluebird11Udany poniedziałek dawste:( szarooka9325... maxima24... maxima24... maxima24Osioł Boży bluebird111409 akcentova