Zima... zimna,bezlitosna, nazywana Królową Lodu. Powitała nas wczoraj (przynajmniej mnie i większość jak nie cały kraj) swoim śnieżnym puchem. Co prawda u mnie jest go tyle co kot napłakał, ale jednak jakieś szczątkowe ilości zalegają na dachach, balkonach
i samochodach. Minęły nam też święta, czyli dwa dni siedzenia przy stole i przymusowego jedzenia, bo "przecież ja tego nie wyrzucę! Tyle się męczyłam przez te kilka dni, a Wy nic
nie jecie! Brak szacunku dla mojej styranej osoby". I przecież nie robisz nic innego, tylko
to czego oczekuje od Ciebie mama, czy babcia, ciocia czy ktokolwiek, żeby go nie urazić,
nie zepsuć humoru w świąteczny dzień czy po prostu nie narobić sobie niepotrzebnych kłopotów.
I tak już pisząc o świętach, każdy z nas ma jakieś świąteczne zwyczaje, prawda?
Ja, na przykład na miniumum dwa tygodnie przed Wigilią robię ciasto i wycinam z niego pierniczki.
A później spoczywają sobie najczęściej w jakiejś stalowej skrzyneczce
i czekają na swój dzień. Na mniej więcej tydzień- pięć dni przed Wigilią wkładam do tego pudełka jabłko. Zaraz, zaraz. Możecie zapytać dlaczego. A właśnie dlatego,żeby zmiękły,
bo przecież jabłka bardzo szybko dojrzewają i wydzielane przez nie substancje powodują mięknienie pierniczkowego ciasta. Dzień przed świętami malujemy je lukrem
i przewieszamy przez nie wstążeczki. To tylko tradycja związana z pierniczkami.
Kolejną jest ubieranie choinki. W moim domu zawsze przywiązywało się do tego dużą wagę.
Kiedyś jeszcze kilka lat temu choinkę ubierałam ja- jako najmłodsza i moje rodzeństwo.
Teraz to się trochę zmieniło. Ubieram ją ja i moi rodzice. Wtedy wyciągamy nasze wszystkie ozdoby świąteczne i wcześniej wspomniane pierniczki; mój kochany rodziciel ściąga zaś choinkę
z najwyższej półki w swoim składziku na narzędzia. Tak, wiem! Mówiłam Wam,że zawsze mam żywą choinkę. Jednak tym razem moja choinka po prostu nie przybyła na czas, tak więc postanowiliśmy ubrać, starą, wysłużoną, sztuczną choinkę. Najpierw oczywiście ją rozkładamy, potem rodziciel sprawdza wszystkie lampki rozciągając je po całej podłodze w pokoju a następnie moja rodzicielka wiesza ja na drzewku. Ja, jakoś nigdy nie lubiłam tego robić.
Nie lubię plątać się w tych lampkach i tych gałązkach.To po prostu nie dla mnie.
(Jedyną rzeczą do której nie mam cierpliwości są właśnie choinkowe lampki.)
Rodzicielka wiesza lampki, ja zaś szukam we wszystkich pudełkach ozdób, które będę umieszczała na drzewku.Zawsze, każdego roku najpierw wymyślam koncepcję ubierania choinki.
Tak, możecie powiedzieć,że to śmieszne.Wiem o tym! Doskonale i dobrze o tym wiem.
Ale zawsze wymyślam w jakich kolorach ją ubiorę. W tym roku padło na czerwony, zielony
i słomkowe, drewniane oraz pierniczkowe ozdoby.
Ona powiesiła lampki, ja ubrałam choinkę, teraz czas na odebranie projektu.
Rodziciel (jak zawsze przez wszystkie lata) włącza lampki i czujnym okiem "choinkowego eksperta" sprawdza, czy projekt nadaje się do odebrania. Teraz nie miał nic przeciwko,
z resztą nigdy nie miał, bo to przecież zawsze ja- jego ukochana córeczka ubierałam choinkę.
Kolejną tradycją są prezenty, a mianowicie ich ukrywanie i pakowanie.
Pamiętam to jak dzisiaj, gdy miałam jakieś 8-10 lat to zawsze szukałam tych wszystkich prezentów po wszystkich szafkach w naszym domu. Oczywiście tylko wtedy,gdy nikogo nie było
w domu.Wiecie, żeby się nie zdradzić. Przecież nie mogłam ujawnić mojego sekretu.
Nie uwierzycie...Oni dalej myśleli,że ja wierzę w Aniołka! (hahaha).
Ta historia po dziś dzień napawa mnie dobrym nastrojem.
Jednak pewnego razu...udało mi się. Zostałam w domu sama, a jak to wiadomo, przeszukałam każde możliwe miejsce do którego mogłam zajrzeć. I właśnie zajrzałam tam gdzie myśleli,że moje sprytne oko nigdy nie zajrzy. Za łóżkiem w sypialni moich rodziców tym razem była przerwa i jako mała poszukiwaczka oczywiście musiałam tam zajrzeć.
I znalazłam.Znalazłam wszystkie prezenty! To była dopiero radość z wykonanej misji.
W dzień Wigilii udawałam,że geszenki są dla mnie oczywistym zaskoczeniem.
A tajemnica po dziś dzień została tylko moim słodkim sekretem.
Po kilku latach, mniej więcej mając 14 lat zostałam wtajemniczona w proces pakowania podarunków. I wtedy to już ja decydowałam jaki papier wybrać, jaką wstążkę i kto ma napisać imię obdarowanego. Pamiętam tą chwilę. Jedna z najlepszych chwil
w oczekiwaniu na święta.To ja dyrygowałam! To ja rządziłam! Władcza natura mojej osobowości mogła się obudzić! Niczym nie ograniczona!
Teraz oczywiście już sama pakowałam prezenty, bez niczyjej pomocy.
Zastanawiam się jak to jest w różnych domach. Kto Wam przynosi prezenty?
To też pewnie zależy od regionu, w którym mieszkamy. Ale u mnie geszenki przynosi Aniołek lub Dzieciątko. Aniołek jest takim tajemniczym darczyńcą w Zagłębiu Dąbrowskim. A Dzieciątko zaś jest ze Śląska. Te postaci mają znaczenie tylko metaforyczne,
dla dzieciątek oczywiście nie,ale dla tych już większych owszem.Takie są więc postacie obdarowujące prezentami moją rodzinę.Ale słyszałam też o Gwiazdce, Gwiazdorze, Dziadku mrozie czy po prostu Jezusku. Te dwa ostatnie pochodzą ze wschodu.
Gwiazdor zaś przynosił prezenty w Poznaniu (?!). Chyba tak, jeśli się nie mylę.
Jeszcze kilka lat temu zawsze po kolacji patrzyłam w niebo. Jak pojawiła się na nim gwiazda,
to mogliśmy pójść zobaczyć prezenty. Jak jej nie było, to trzeba było zaczekać.
Oczywiście nigdy tak nie było. Zawsze po wigilijnej kolacji szliśmy obejrzeć nasze geszenki.
Teraz jednak przed samą kolacją podkładamy je pod choinkę,ale oczywiście
w tajemnicy,żeby nasza najmłodsza cząstka rodziny nie zauważyła,że nie ma Aniołka.
Tak, jesteśmy posłańcami Dzieciątka i Aniołka w jednym. Fajnie, prawda?
Ktoś mi wspomniał przed samymi świętami,że nie lubi składać opłatkowych życzeń.
Ja mam do tego dość dwuznaczne podejście. Z jednej strony cholernie nie lubię tego robić,
bo nie wiem co mam powiedzieć, a poza tym... Czy te życzenia mają sens i są złożone
ze szczerego serca? No nie zawsze.Z drugiej strony to takie miłe jak podchodzisz do każdego członka swej rodziny i łamiesz się tym przysłowiowym chlebem i mówisz mu to co płynie prosto
z twego wnętrza.Ja osobiście średnio lubię tą czynność.
Po prostu nie czuję się w niej pewnie. Kto wie, może kiedyś do tego dorosnę?
Kolejną rzeczą są tematy poruszane przy wigilijnym stole.
Oto prosta lista tematów zakazanych:
1. Polityka
2.Seks
3.Związki
4.Rodzina
5. Praca
6.Kościół/Wiara
7.Polityka.
Najważniejsza jest polityka.Bo nie ma nic gorszego niż poruszyć ten temat.
To po prostu istne wywołanie burzy, huraganu w łyżce wody! Wujek ma inne poglądy niż ty, a babcia jest tak religijna,że aż chciałaby,żebyś sczezł w gorejącym ogniu piekielnym za swoje podejście do seksu, państwa, rodziny i w ogóle życia."Cóż z ciebie za szatan najgroszy! Nie chodzisz co niedzielę do kościoła, nie modlisz się, nie spowiadasz!
I jeszcze byś tylko na imprezy wychodził!"
A kysz duszo nieczysta!
Ja sama mam to szczęście,że moja rodzina nie jest wielce religijna, więc tu akurat nie mam tego problemu...chociaż różnie to bywa.Przecież wujek to zagorzały katolik!
Uważa się za bardziej świętego od samego Boga. Więc o czym my w ogóle mówimy?
Polityka też nie jest dobra.Tu zaraz szwagier poruszy temat walki kaczuszki z donaldem.
A jeszcze przecież smoleńsk! No tak! Awantura gotowa! Seks... broń Cię wszystkie dusze świata, niech Cię wszyskie ręce trzymają za gębę,żebyś tylko nie palnął czegoś na temat seksu. Bo jeszcze powiesz,że nie trzeba się kochać i nie trzeba mieć ślubu,żeby go uprawiać.
Szafot sam się szykuje.Nie martw się, dla Ciebie postawią go nawet w centrum miasta.
Ostatnią już rzeczą z tych wigilijnych przygód są nietrafione prezenty.
A tu lista tych najgorszych:
1.Skarpety
2.Porcelanowe pierdółki
3.Kosmetyki
5.Piżamy.
6.W ogóle ubrania i bielizna.
Cóż, każdy z nas dostał kiedyś pod choinkę skarpety, kosmetyki czy coś do ubrania.
Ludzie! Opamiętajcie się! Czasy, kiedy skarpety były trudne do zdobycia minęły!
Chwila,gdy kosmetyki były sprowadzane zza granicy już nie trwa! A ubrań nie trzeba kupować na kartki! Liczcie się z tym,że nie zawsze możecie trafić w gust osoby obdarowywanej.
Ciocia może i lubi róże,ale różane perfumy nie muszą się jej podobać.
Dziadek może i nosi wysokie, czarne skarpety z wzorkami.Ale czarne skarpety
z mikołajami nie muszą być jego życiowym marzeniem. Mama zaś może i lubi dłuższe
i obszerne bluzki,ale ta mała, filigranowa koszula z wielkim dekoltem nie musi znajdować się na szczycie jej listy życzeń.