Kery jeżech był w twoim wieku... Tak, pół śląsko- pół zagłębiowsko.
Mój dzisiejszy i odwieczny paradoks, czyli kim jestem i skąd naprawdę pochodzę.
Tajemnicą dla nikogo to nie jest,że urodziłam się w Zagłębiu Dąbrowskim.
Konkretnie w średniej wielkości mieścinie w województwie śląskim, konkretniej w Będzinie,
a najkonkretniej nad Białą Przemszą. Większość z Was pewnie nie wie,ale Będzin ma bardzo rozbudowaną historię. Począwszy od Rycerza Bendy, który założył ów miasto, przechodząc przez czas, gdy Kazimierz Wielki przejeżdżał i urzędował w Będzinie,
a w zasadzie w Bendzinie-,Bendinie, skończywszy na obecnych rządach prezydenta.
Opowiedziałabym Wam historię powstania mojej "małej Ojczyzny", jednakże to innym razem.
Teraz skupię się na czymś najistotniejszym.
To właśnie z Będzina w 1939 roku wyruszył pierwszy transport Żydów i Polaków oraz innych narodowości do obozu w Auschwitz. Tutaj było największe skupisko Żydów.
Będzin jest jednym z najstraszych, jak nie najstarszym miastem w naszym województwie.
Posiadamy zamek, pałac( a raczej muzeum,ale każdy mieszkaniec wie o co chodzi, jeśli mówimy o pałacu), synagogę i wiele różnych starych budynków o różnych stylach architektonicznych jak i kilka nawiedzonych miejsc.
Będzin może i leży na śląsku, jednak jest to jego górna część, ta najmniej śląska, najmniej niemiecka. Śląsk... czyli coś co było kiedyś elementem państwa niemieckiego.
Oczywiście, po tym okresie pozostały tu pewne naleciałości. Budowle w niemieckim stylu, kultura, język czy chociażby ta swoista gwarowość, szwarność i bezogródkowość.
Mieszkając na śląsku/ Śląsku przenosimy, przenosiliśmy i będziemy przenosić do swoich rodzin pewne panujące tu zwyczaje.Czyli nieobchodzenie imienin, nazywanie Gwiazdki
w Boże Narodzenie jako Dzieciątka, gotowanie rolad i klusek śląskich na niedzielne obiady czy może też gwarę. Jednak w naszym okręgu (który łączy ze sobą kilka miast, czyli: Będzin, Sosnowiec, Dąbrowę Górniczą i Czeladź) są trochę inne zwyczaje.
My mamy w Boże Narodzenie Aniołka, na środowe obiady gotujemy zupę fitkę
(czyt. fitka czyli zupa ze wszystkiego "praktycznie". W tym ziemniaki, marchew,grzyby.Prosta, uboga zupa, ale jednak prawdziwa z tego regionu), obchodzimy imieniny, stworzyliśmy swoje własne stwierdzenia w tym "parasolka, pomarańcza czy idę się kompać" a no i oczywiście
"idę na plac". Jesteśmy może z troszkę innej grupy społecznej niż ci typowi ślązacy/Ślązacy.
Mamy trochę inne zwyczaje, nie mamy typowego, gwarowego-szwargotowego języka.
Bo przecież nie trudno tu wydedukować,że gwara śląska składa się z bardzo dużej ilości niemieckich słów.My mieliśmy huty, śląsk miał kopalnie.My mieliśmy cementownie, oni mieli hałdy. My mieliśmy GOP (Górnośląski Okręg Przemysłowy), oni mieli swoje zakłady w tym KWK Wujek,czy inne organizacje typu Silesian. My mieszkamy w starych miastach (Będzin ma ponad 656 lat- od nadania praw miejskich), a oni- ślązacy w Katowicach, które ma ledwo 130 lat. Tak więc dużo nas różni. Ale też i coś nas łączy. Jeden kraj, jedna Ojczyzna.
Jedna walka.
Jednak tak odchodzę od głównego tematu, którym było "Kery jeżech był w twoim wieku...".
Już tłumaczę, "Kiedy ja byłem w twoim wieku". Napisałam pół po śląsku/ pół po zagłębiowsku.Czemu tak? Zaraz się dowiecie.
Moja mama pochodzi z Będzina. Tu urodziła się, wychowała, chodziła do szkoły, mieszkała
i nadal mieszka. Z tym miastem łączy ją wiele historii. Są i byli przyjaciele, są miejsca,
w których bawiła się jako dziecko,a potem jako już młoda kobieta.
Stąd też pochodziła jej rodzina.Z Zagłębia, konkretniej z Będzina właśnie.
To właśnie ona nauczyła mnie szacunku do mojej "małej Ojczyzny".
Ona opowiadała mi te wszystkie legendy, które niegdyś tu krążyły i nadal krążą.
Ona opowiedziała o Annie i Wampirze. Ona spacerowała po miejscach, które mają tak wielką wartość dla nas, mieszkańców jak i obywateli naszego kraju.
Mój tata pochodzi jednak z Katowic.Mieszkał 17 lat w Sosnowcu, co prawda...ale urodził się w Katowicach, czyli na śląsku. Stamtąd też pochodzi jego rodzina.
Babcia urodziła się w Chruszczobrodzie, dziadek zaś u nas- w Będzinie.
Jednak on, mój rodziciel urodził się na śląsku.Tam też mieszkał przez pierwsze miesiące swojego życia.Tam żył, tam przymuszony chodził co niedzielę do kościoła, tam uczył się przez kilka lat i tam miał swoją rodzinę. Potem jednak pracował i uczył się w Sosnowcu, co w ogóle uważane było za zdradę rodziny, bo jak to tak...ślązak w zagłębiu! Któż to widział takie cuda.
Tu uczył się i to właśnie tu poznał moją mamę. Szczęśliwie najpierw urodziła się moja siostra Maria, rok później Magdalena.A jedenaście lat potem ja. Rodzice jednak wzięli wcześniej ślub, nie myślcie sobie, co to to nie! Żyją już ze sobą ponad 30 lat! Da się?! Da!
I oni są tego zjawiska potwierdzeniem.Jednak nie do tego zmierzałam.
I CO TERAZ? Jak to... mieszkam w Zagłębiu Dąbrowskim,ale jednak jestem pół na pół.
Czyli jestem pół Zagłębianką, pół Ślązaczką. Przecież to przeczy wszystkiemu...
Wszystkim naszym tradycjom, kulturom i zwyczajom! Tak nie może być. Przecież obie te grupy społeczne nigdy się nie lubiły. Nawet mieszkańcy Katowic żartują, że żeby jechać do nas trzeba mieć paszport, a najlepsze co może ich spotkać w Sosnowcu to właśnie autobus na śląsk.
Zmierzam do meritum...
Jestem po prostu KROJCOKIEM, czyli pół hanysem, pół gorolem.
I jak to wszystko pogodzić? Normalnie, żyć tak jak ja, mówiąc pół zagłębiowsko (czyli normalnie po polsku z domieszką naszej gwary) pół po śląsku (czyli niemiecku z domieszką ich gwary).Tak to już jest, gdy zawiłe historie rodzinne tworzą coś co jest dla mnie paradoksem dzisiejszym jak i odwiecznym.
Bywajcie.
Pozdrawia was Zagłębianka/Ślązaczka.