Mój epizod maniakalny potrwał jakieś 3 tygodnie. Znów dni przelatują mi przez palce. I ta myśl przyspieszająca bicie serca, powracająca jak podrzucona nad głowę piłka. Pod palcami czuje skórę i szwy, prawa stopa dociśnięta do podłogi. Tylko na chwilę zamknąć oczy i delikatnie przesunąć ręce w lewo.. Tylko czy udałoby się za pierwszym razem? A co jeśli się potem obudzę.
Skąd kiedyś brałam siłę na znajdowanie tego wartościowego czasu w ciągu dnia i wykorzystanie go? Czemu teraz tak trudno mi usiąść na podłodze i spędzić czas?
Czuję, że już nie daje rady, że zaraz wybuchnę. Zobowiązałam się, ale czemu to jest tak cholernie trudne? Czemu nie przychodzi mi to z łatwością, naturalnie, przecież jestem w końcu kobietą. Próbuję, chociaż czuję, że nie idę, poruszam się dzięki podmuchom wiatru. Raz tu, raz tam. Nie płakałem przez 3 tygodnie, ale dziś.. Dzisiaj wszystko było nie tak
I chociaż staram się myśleć pozytywnie to wszystko mnie przytłacza. Tego jest za dużo i ja jestem w tym wszystkim sama. Bo kogo to interesuje, że ja mam problem, inni mają gorzej. Próbuję się wspiąć, ale coś ciagle ciągnie mnie w dół..