Nie ma dnia, żebym nie żałowała swoich decyzji, nie ma dnia, żebym nie płakała z powodu konsekwencji swoich obietnic. Jestem słaba. Chcę zwalić winę na wszystko inne. Czuję, że się rozpadłam, ciało nie jest połączone z emocjami. Moja dusza wisi w pustce. Ciało podróżuje, każdego dnia, od poranku do nocy, a raczej od księżyca do księżyca, bo nie śpię, nawet to zostało mi odebrane. Myślę, że chciałabym płakać, ale nie czuje tego. Jestem wypłukana z emocji. Jestem gdzieś indziej, ale wcale nie w lepszym miejscu. Czuję tę małą dziewczynkę, widzę jak płacze w samotności, tak mocno że zaraz wykrzyczy całe płuca. I jest sama. Wciąż czuję ten żal, coraz cięższy każdego dnia. Błagałam, prosiłam, krzyczałam, walczyłam o pomoc. I za każdym razem byłam odsyłana do pokoju.
Ile razy myślałam, ze chce do domu siedząc na łóżku. Że chcę do mamy uciekając z domu. Nie miałam tej miłości. Nie znam tej miłości. I może dlatego dziś nie kocham i nie potrafię kochać. Jestem potworem