uporczywie próbuję.
dziś generalnie srednio.
jutro i pojutrze bedzie ciężko - grill urodzinowy u koleżanki, następnego dnia komunia.
holy shiet.
dzisiaj byłysmy na zakpuach, obleciałysmy całe gigantyczne centrum handlowe jakiś pierdyliard razy, więc liczę, że jakoś się te kalorie spaliły.#cryinghard
wolę nie stawać na wagę ani się nie meirzyć.
ALE SCHUDNĘ
SCHUDNĘ
SCHUDNĘ
SCHUDNĘ
SCHUDNĘ
ogólnie to zaczynam się wkurzać na swoją antyludzką psychikę. Jak to jest, że wyglądam jak rodowa dziwka i jak ktoś na mnie patrzy, to ma określoną opinię na mj temat, że niby taka niegrzeczna.
a potem przeżywa gorzkie rozczzarowanie albo mega zdziwko - nope, adotykalna, aspołeczna, aseksualna JA.
wtf.
nie piłam kawy od niedzieli.
żyję i mam się dobrze.
ale jest ciężko jak widzę tych ludzi z kubkami z coffee heaven albo tartine.
bilans:
śn: grzanki z dżemem (300)
IIśn: bułka polana serem (230) + sok marchewkowy (nie, nie ten ultra zdrowy i świeży, ten mega słodzony i chemiczny), cukierek toffi (35)
obiad: zupa przecierana (50), ryba w panierce (150), trochę buraczków (30), bułka pszenna (218)
kolacja: kawałek kromki chleba żytniego (25) + sok aloesowy (5)
łącznie: 1043 + dużo wody
chwila co?
tak mało?
DAFUQ
może to problem w psychice. nie liczyłam od września kalorii. może przesadzam doliczając ponad 500 za bzdety. a może faktycznie wpierdalam i nie czuję, że tak dużo.
liczenie, powracam!
aktywność:
dzikie bieganie po centrum
50 przysiadów
30 mountain climbers
30 brzuszków (kiedy ostatnio robiłam brzuszki?)....
+ kilka innych ćwiczeń
Wiecie co? Wysnułam ważny wniosek z tej notki. Świadomość kontroli - nieprzesadzonej, po prostu, ot, żeby sprawdzić - jest lepsza niż twierdzenie 'kontrola mnie ogranicza, nie potrzebuję tego'.
Poczułam się dobrze. Naprawdę dobrze, wypisując aktywność, wypisując jedzenie. Tęskniłam za tym.
Jak dobrze jest wrócić.