Dzisiaj i wczoraj były takie piękne dni.
Ciepło, słońce, lekki wiatr rozwiewający
włosy i złe myśli. Trochę bardziej pozytywnie
niż dotychczas, łapczywie chwytam te krótkie
chwile, kiedy czuję się trochę bardziej wolna
niż zazwyczaj. Z drugiej strony takie epizody
to jednak ciut za mało, żeby moją wegetację
móc nazwać życiem. Do tego jeszcze długa
droga, ale wiem już, że coś muszę postanowić.
Bierność, apatia i całkowita izolacja tylko
pogarszają moją i tak niewesołą sytuację.
Mam ochotę wyjść, odważyć się i zrobić
coś niecodziennego, poznać kogoś nowego,
pogadać, pośmiać się, powygłupiać. Brakuje
mi szaleństwa i beztroski. Brakuje mi ludzi.