Sto lat mnie tu nie było. Kilkadziesiąt długich dni minęło.
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zajrzy, czy został ktoś z osób,
które znałam. Przez krótki okres próbowałam prowadzić
bloga, nawet parę z Was tam zajrzało, ale szybko się znudziłam,
jakoś nie potrafiłam być systematyczną i ciekawą blogerką, więc
dałam sobie spokój. Nie miałam gdzie dzielić się swoim życiem,
ale pomyślałam, że może to i dobrze, że może powinnam zacząć
sama radzić sobie ze swoim światem. Nie poradziłam sobie.
Dlatego wracam tutaj. Nie wiem czy będę znów regularnie pisać,
czy tylko wtedy, kiedy najdzie mnie ochota i poczuję silną
potrzebę wylania z siebie emocji i przemyśleń. W obecnej
chwili jestem w równie tragicznym stanie jak mniej więcej rok
temu i właściwie mam coś w rodzaju deja vu. Chociaż to chyba
złe określenie. Mnie się nie WYDAJE, że coś się wydarzyło już
kiedyś. To NAPRAWDĘ miało miejsce i to NAPRAWDĘ dzieje
się teraz. Dokładnie ta sama droga, te same myśli, przeżycia i lęki.
Nie ma to jak wrócić z tak niesamowicie przygnębiającą treścią.
Aż mi głupio, czuję się jak intruz, ale po prostu choćbym bardzo
chciała nie jestem w stanie napisać o rzeczywistości, w której
utknęłam ani jednego pozytywnego słowa. Sad but true.