Czas wzbogacić moją względnie ambitną galerię o kolejne zdjęcie Kiko.
Moje województwo właśnie zaczyna ferie, co mnie nie dotyczy jakoś
bezpośrednio, bo i tak cały czas siedzę w domu. Waga jest wciąż niska
(31,4-31,6), więc nawet gdybym miała jakieś plany nie byłoby teraz mowy
o ich realizacji. Remont, wyjazd - to wszystko spełznie na niczym, znowu
z mojej winy. Czuję się okropnie. Momenty luzu i uśmiechu zdarzają się
bardzo rzadko, zazwyczaj kiedy w perspektywie nie ma już żadnego posiłku,
ważenia ani nic budzącego podobny stres. To głównie wieczory, chociaż
wtedy jestem już tak zmęczona, że często nie mam nawet siły się z tego
cieszyć. Wtedy moje przekonanie, że powinnam jeść więcej się wzmaga
i jestem w stanie zadeklarować, że "od jutra" nie będę już nic ograniczać.
Dociera do mnie tragizm mojego położenia i instynkt podpowiada, że
powinnam iść do kuchni i zjeść jak najwięcej czegokolwiek, bo w każdej
chwili mogę stracić przytomność z wyczerpania. Oczywiście nigdy tego
nie robię, bo napad obżarstwa to chyba ostatnia rzecz jakiej bym się
spodziewała. A następny dzień i tak niczym nie różni się od poprzedniego.