Brakuje mi zrozumienia, przez najbliższe mi osoby. Potrzebuję wsparcia. I wszystko było dobrze, dopóki szła dobra karta. Znowu sterta pierdolenia, że znów się nie układa. Znowu siadam i piszę, a miałam już nigdy nie upadać. Cóż znów idzie nie tak? Historia lubi się powtarzać? Kłamstwo to najgorsza z opcji, a znów go nadużywam niczym wulgaryzmów. Staram sie być lepszą osobą co dnia, lecz chyba nie wychodzi mi to na dobre. Nocne łzy, przytłaczające lęki. Bezsensowne produkowanie się i niszczenie umysłu oraz zdrowia. Jestem wypatroszona z uczuć coraz bardziej. To jak negliż uczuciowy. Wszystko co powiedzą mi ludzie, łykam łatowiernie jak powietrze, którym duszę się każdego dnia. Czuję proces gnilny mojego ranionego serca. Kiepsko mi idzie bycie ważną dla innych. Nigdy mi to nie wychodziło, dla nikogo. To niszczy od środka, niszczy moje serce. Przeżyć i zapomnieć, przestać tęsknić. Tworzę barierę emocjonalną, otaczam się skorupą obojętności na świat. Moje serce gaśnie, bądź też gnije, już niezjadliwe jak kiedyś. Teraz już niesmaczne, nadwrażliwe na cierpienia innych. Niepotrzebnie się troszczy o coś, czym nie powinno się przejmować. Przeczę sama sobie. Dałam się zranić tam, gdzie boli najbardziej. Brak już miejsca w moim niedostępnym umyśle. Wylądowałam na wyspie nonsensu. Zaplątana w pytania i lęki znów nie śpię.