Kolejny monotonny dzień. Przynajmniej wyszłam z domu, porozmawiałam z człowiekiem. Nie takim jak ja. Innym. Szczęśliwym, wesołym. Dobrym człowiekiem. Do jakiego doszłam zatem wniosku ? Raczej bardzo oczywistego. Mianowicie zrozumiałam, że nie warto ufać ludziom. Zdarzają się oczywiście wyjątki, ale nigdy, prze nigdy nie ufaj kłamcy. Kolejny raz oddałam naładowaną broń w Twoje dłonie, abyś znów z premedytacją pociągnął za spust. Mimo wszystko zawsze w ostatnim, najmniej oczekiwanym momencie siłą woli zmieniasz tor lotu kuli. Nie chcę już dłużej cierpieć. Na ten moment, na dłuższy czas moim jedynym pragnieniem jest Twój celny strzał. Niech tym razem pocisk rozerwie aortę. Niech krew podczas upadku na ziemię zbroczy chodnik. Nie pozwól mi się podniećś. Ponieważ właśnie to wstawanie z ziemi, podnoszenie się po każdym upadku, zrobiło się niezywkle nudne, wręcz dodatkowo monotonne. Wolę leżeć bezwładnie na ziemi, bądź w ziemi, w białej skrzynce 2 metry na 1 metr niż mijać Cię na ulicy, gdy idziesz z dumnie podniesioną głową śmiejąc mi się w twarz. Nie zdajesz sobie sprawy z tego co wtedy czuje, nie wiesz jakie to uczucie iść z głową spuszczoną w dół, ze łzami w oczach, bojąc się kolejnego upadku. Błagam Cię nigdy, więcej nie wynoś mnie na szczyt wiedząc, że za chwilę popchniesz mnie z premedytacją, abym spadła na samo dno.