Przeciekam słowami, wssysam to co za oknem. Mając czternaście lat i barwną wyobraźnię nazwałam to Haobsją, a potem rozpisywałam się na jej temat kwieciście, barokowo i słodkocukierkowo, teraz żeby opisać swój stan (a moją chorobą jest euforia, natomiast chwilę później tęczowe odmiany frustracji) musiałabym przeponowym, głębokim głosem kląć, kląć ile wlezie z rozkoszą i nienawiścią, wiedząc, że przekleństw i tak nie starczy. Dlatego mam dym i różne jego odmiany, interpretuj to jak chcesz, ja cholernie się boję. Boję się, że wszystko przyszło za łatwo i nie mogę tego zaakceptować i trzymam się kurczowo tego co odchodzi, co już nigdy nie będzie moje. Dlatego tylko stukam obcasami powtarzając w rytm jak mantrę "jest świetnie, jest świetnie, jest świetnie, jest świetnie...
...Jest świetnie dlatego kałuże odbijają brzydkie szare chmury i drewniane kioski, w których starsze panie sprzedają warzywa, dlatego spadam boleśnie na deski z pleców grupy i śmieję się głośno, a potem z bólu nie śpię pół nocy i śmieję się z matury i śmieję się ze wszystkich. Tak świetnie, że mogłabym się wtańczyć w ohydne życie, że już się chyba w nie wtańczyłam, że to tak strasznie słodki nałóg mnie trzyma na chodnikach i latam nie latając, i półżyjęwpółśnie.