Remember me when your the one you always dreamed, kiedy drzewa pozostaną niedoskonale idealnie łyse, kiedy lasy znikną i czas się zatrzaśnie jak moja prawa dłoń, w fioletowej, skórkowej rękawiczce w drzwiach busika, który powinien dostarczyć mnie do domu bezpieczniej niż wczorajszy autobus. Kiedy zimno zachrypnie i przemówią ściany lodowatym tonem pomarańczowego pokoju, a ja wpisana w koce będę patrzyła niewidząco w płomyki, w wymyślone punkty, w tym domu zatapianym świeczkowym zapachem. Wiesz, to już chyba koniec. Jestem już za stara, już nie sprawia mi przyjemności patrzenie jak słońce pudruje różem dachy bloków, już o tym nie wiem, poranki nie tak cudowne jak kiedyś. Lato zwiało ze mnie wszystko trzepotem wietrznych rzęs, a zamiast złotych liści zasypuje nas mróz, nieznośne drżenie szczęk i rąk (niezmiennie od kilku lat). Zmolestowana przez zmęczenie przechodzę onirycznie obok cieniotłumu, eindyhobojętna, a wszystko co zaczynam kończy się na okładce. Remember me whenever noses start to bleed, chociaż tyle. Dzięki za uwagę, cześć.