Ja, trzy czwarte ułomnej bogini, błogosławię wam z wysokości jesienne liście wdeptane w beton. Jest mróz, co szczęki mężczyzny zmarmurza i ten mróz ciągną za sobą moje krzywopalce. Jest taki deszcz, co wargi kobiety odmienia i przechylam głowę do deszczu, panowie, gdybym potrafiła być kobietą, byłabym najcudowniejszą kobietą na akrylowych zakrętach zamyśleń. Tyle, że ledwo wyrosłam z bajek, mam czerwony płaszczyk i czerwone wargi zmienione deszczem szminek, lodowate stopy i nieustannie wyrzucam z siebie całe zimne ciepło. Tulą się do mnie czerwone światełka, gdy mknę przez miasta limozynobusem a w oczach mam całą tęczę zła. Ciemny wiatr, biały mróz