z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to był najbardziej owocny rok od zawsze.
zaczęło się dość słabo, chorowałam, były małe spiny na każdej linii, ale studniówka była moim lekarstwem na niesmak po osiemnastce. każdej osobie, która nie ma odwagi się bawić życzę takiego wieczora.
potem wiele zaczęło się zmieniać, coraz bliżej do matury, pół roku z panem ze zdjęcia, czas spiąć dupę...
...aby ostatecznie zakończyć edukację w liceum, pożegnać fałszywe, obgadujące mordy, wyfrunąć w świat. zaliczyć maturę (z czego dwa przedmioty na 100%), otrzymać świadectwo dojrzałości i szukać studiów.
jestem tu.
tu, to znaczy na dziennikarstwie (w skrócie diksie). ale to później.
co było, co nie było, z ukochanym przeżyliśmy niesamowite kilka dni w warszawie, był to mój pierwszy stuprocentowo nonsuperwajzingowany wyjazd, planowany przez kila miesięcy. drugi raz stałam pod sceną i z bliska mogłam podziwiać śpiewającą hayley (kiedy to moj mężczyzna wypijał piąte piwo w sekcji barowej).
pierwsze wspólne wakacje nad morzem, kradzione piłki, pan marek i małe wypadki. biedronka od lipca ma dla mnie wymiar świątyni przetrwania, choć do tej pory mam już awersję do bułek z salami i serem oraz zapiekanek z cebulą.
to, że go kocham, to już wiemy, ale we wrześniu stuknął rok. miesiąc później diks stał się moim drugim domem, do którego niechętnie się zapuszczam. poznalam dwie cudowne dziewczyny, i mimo iż nasza przyjaźń jest trochę słodko-gorzka, to ważne, że jest.
nie obyło się bez dramatów i płaczów. jest grudzień, sylwester tuż za rogiem, a to, co przeżyłam, jest moje i nikt mi tego nie zabierze.
wrócili starzy przyjaciele, niektórzy odeszli, coś zyskałam, coś straciłam. ale napewno nauczyłam się wielu rzeczy.
bardziej doceniam rodziców i mówię mamie codziennie, że ją kocham. cieszę się z drobnych gestów. zawsze mam czas, żeby pomóc zranionemu kumplowi. uczę się walczyć o swoje, ale też czasem iść na kompromis.
moim postanowieniem noworocznym jest być lepszą osobą. no i ewentualnie w końcu zrobić prawko :)