O 7.20 wpada do pokoju mój tata. Przebywa szybko labirynt zbudowany ze stert moich brudnych ubrań . Po drodze potyka się o książki i ślizga na płytach CD walających się po podłodze. Gdy wreszcie dociera do mojego łóżka , trzęsie mną na wszystkie możliwe strony. Jak co rano myślę sobie w głowie „ Udało mu się! Ciekawe czy sprawiło mu to przyjemność?!”
Odkopuję się leniwie z pod mojej pierzyny pod którą śpię nawet w lato (bo zawsze mi zimno) . Stawiam nogi na podłodze (oczywiście zaczynając od prawej – nie żebym był przesądny ,ale nie chcę kusić losu) . Próbuję wstać ,ale wbrew pozorom to nie jest takie proste… Gdy udaje mi się stanąć na moich wielkich stopach zdaję sobie sprawę ,że przez zaklejone oczy nic nie widzę! Przechodzę więc na omacka przez przedpokój. Docieram do łazienki. Mało nie zabijam się o umywalkę . Myję oczy. Gdy już skończę ubieram się w moje wczorajsze ubrania czekające na mnie na stalowym wieszczku w łazience. Są nieco pogniecione ,ale co tam – i tak nikt nie zauważy…
Dostrzegam również plamę na moich spodniach. Stwierdzam ,że plama nie rzuca się w oczy więc się tym nie przejmuje i idę dalej.