Kajak z lat sześćdziesiątych

Nadal jestem zdziwiony, że ten serwis jeszcze żyje, ale skoro tak to może pokażę kajak, który wczoraj przez dwie godziny składałem. Jest to kajak, który kupił tata, jeszcze w latach sześćdziesiątych. Nazywa się on Neptun i jest to kajak składany, który można zabrać do samochodu, a następnie rozłożyć i pływać gdzie tylko dusza zapragnie. Tata przez całe zycie namawiał mnie do spływów kajakowych, bo na studiach i w młodości była to jego pasja, szczególnie pływanie po mazurskich jeziorach, ja jednak zawsze odmawiałem. W końcu tydzień temu, w niedzielę, spróbowałem kajakowania za sprawą Doroty, który wykupiła dla nas spływ kajakiem po rzece Świder, jako prezent na moje urodziny. Tak w ogóle to skończyłem niedawno 42 lata, więc jestem już dosyć wiekowy. Spływ kajakiem mi się spodobał i to na tyle, że jutro spływam ponownie, tym razem samotnie, bo Dorota jest w ten weekend w Tatrach.

Wczoraj po raz pierwszy wyciągnąłem z worków kajak taty i dzięki jego instrukcjom słownym udało mi się go złożyć. Proces ten trwał około dwie godziny, ale myślę, że gdy dojdzie się do wprawy, to można go złożyć w godzinę, a może nawet krócej. Wody w naszej okolicy niestety nie mamy, więc póki co mogę kajakować jedynie po podwórku, na trawniku, co nie jest tak przyjemne jak pływanie po wodzie.

Poza tym u nas póki co wszystko dobrze. W czerwcu pojechałem skuterem nad morze, do Krynicy Morskiej, z której zrobiłem sobie wypad do Gdańska i Sopotu. W drodze powrotnej dopadł mnie deszcz i padało przez 140 kilometrów, co było bardzo nieprzyjemne. Tydzień później nad morze pojechały siostry, którym pogoda tez nie dopisała, nawet jeszcze bardziej niż mnie. Ja w tym roku być może jeszcze gdzieś pojadę skuterem, na przykład w Bieszczady, bo dowiedziałem się, że przejechanie ponad 400 kilometrów w jeden dzień to bułka z masłem, szczególnie, gdy nie pada deszcz.