Heeey!
Dawno tutaj nie zaglądałem, ale robota i szkoła nie dawała mi możliwości tu zajrzeć, bo po prostu nie miałem siły.
Powiem Wam, nie wiem czy psychologicznie, ale postaram się trochę pociągnąć w tym kierunku. Powiem o własnym przypadku, bo ostatnio coś takiego mi się przydarzyło.
Zdjęcie jest... lekkim nawiązaniem ;)
Od czego tu zająć... Przyjaźń jest czymś bardzo poważnym, myślę, że się z tym zgodzicie. Przyjaźnią można nazwać kogoś z kim się kłócisz, ale zawsze się po chwili z tego śmiejecie. Przyjaźń to długotrwały okres, nie da się zawrzeć przyjaźni w chwilę.
Ale teraz powiem Wam moją sytuacje.
Jest to przypadek przyjaźni dalekosiężnej, ale w tym przypadku dystansu, odległości w kilometrach.
Zawarłem ją 3,5 roku temu. Dobrze pamiętam ten dzień, okazja w jakiej zawarłem tę znajomość. Czysty przypadek, jak to w życiu bywa.
Jednak powiem tylko to, co mam na myśli, a najwyżej dodam coś jeszcze później, bo jutro muszę wcześnie wstać i ruszam w trasę, do domu.
Utraciłem tę przyjaźń, a przynajmniej miałem takie odczucie, gdyż nasz kontakt się urwał. Myślałem o Niej długo (tak, to dziewczyna), jednak doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu, powoli zapominałem, to co było, co się działo, chociaż były to bardzo... miłe wspomnienia. Miałem całkowicie to zakończyć pisząc w Święta, okres który mówi się, że jest sekretnym okresem, który działa magicznie. Przebacza wszelkie rozłąki, wrogie stosunki.
Jednak... nastąpił przełom i Ona sama napisała do mnie. Zdziwiło mnie to, jednak jednocześnie wielce uszczęśliwiło. Odczułem, że odzyskałem coś dla mnie baaardzo ważnego. To było cudowne uczucie... Nie jestem w stanie je teraz określić, ale kontynuuje myśl... po południu, jak zrobię wszystko co muszę na uczelnie ;)
Trzymajcie się! Dobranoc!