Naprawdę jest źle.
Niby jest dobrze, ale to tylko pozory. Jest do dupy.
Tak, radze sobie ze stabilizacją w sensie fizyczności.
Nieznacznie przytyłam ostatnio, ale to się da naprawić.
Psychicznie nadal jestem na etapie głupoty jedzenia 600 kcal.
Co mnie tak pociąga w chudnięciu?
Co mnie pociąga w liczeniu kalorii?
Co chcę osiągnąć?
Spokój psychiczny? Narazie widzę tylko jedno wyjście.
Spokój psychiczny osiągnę dopiero wtedy, kiedy znowu zacznę dokładnie samą siebie sprawdzać.
Kiedy znowu bilanse będa miały po 800-900 kcal.
Myślę, że to też wiąże się z tym, że ktoś w końcu zauważyłby, że mam z tym problem.
Że nie schudłam od tak 13 kilo i że zostały po tym ogromne, niegojące się rany.
Każdy podziwia figurę, każdy podziwia silną wolę, każdy mówi wow!
Nikt nie pyta " Masz z tym problem?". Nikt nie pyta "Radzisz sobie?". Nikt nie pyta "Czy aby na pewno wszystko z tobą w porządku?"
Tego właśnie bym chciała.
Ludzie są ślepi, a ja nie potrafię sama niczego powiedzieć.
Skrywam prawdziwe uczucia pod płaszczykiem wesołości i pewności siebie.
Jest jedna, jedna tylko osoba na całym tym świecie, której potrafiłabym wyznać prosto z mostu, że nie jestem normalna, że nie umiem jeść bez wyrzutów sumienia, że codziennie jest inaczej, że raz jest dobrze, a raz koszmarnie, że raz jem 1800 kcal, a raz nie jem wcale.
Ale dla tej osoby nie jestem nikim wartościowym.
Jestem tylko jakimś mglistym wspomnieniem sprzed roku.
Tak, to już rok. A ja ciągle nie mogę uwierzyć, że wszystko się skończyło.
Gdyby Bóg dał mi tyle odwagi, żeby powiedzieć to na głos.
Wyłączę komentarze do tej notki.
Bardzo cenię wasze rady i wiem, że podniosłybyście mnie znowu.
Poskładałybyście do kupy.
Ale same widziecie, że to drugie oblicze mnie wcale tego nie chce.
Ono chce być rozdarte, chce triumfować. I triumfuje. Undoubtedly.
Wybaczcie, czasem każdy musi gdzieś wyrzucić cząstkę swOich myśli.
Nikogo nie zobowiązuję do czytania tego.
I tak za dużo czasu mi poświęcacie.
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika sheisperfect.