Szybciusia notka.
Wczoraj zjadłam pyyszne naleśniki.
Potem poćwiczyłam i na szczęście nie przytyłam :)
W ogóle miałam wam podać wagę z 1 listopada.
1 października: 56,2 kg
1 listopada 56,0 kg
Dziś: 56,1 kg.
To chyba znaczy, że idzie mi dobrze ze stabilizacją.
Lecę zaraz na basen.
Bilans dopiszę potem.
Ok, dopisuję :)
Śniadanie: plasterek chałki (60), kawałek bułki i pół kabanosa (152)
II Śniadanie: -
Obiad: zapiekanka ryżowa z kurczakiem curry (tak to niby nazwałam, a dałam tam chyba wszystko, co miałam w kuchni:P) (402)
Podwieczorek: pierniczek w czekoladzie!!! (115)
Kolacja: serek wiejski kakaowy z bananem (314)
razem: 1041/1200
Zaraz idę zjeść tego pierniczka.
Boję się, że jak zjem jednego, to zabiorę się za następne.
Chcę go zjeść, bo to element dojścia do normalności.
Chcę jeść normalnie, żyć normalnie i być szczęśliwa.
Nie zjem więcej, I promise!