Znalazłam wspólny język z matką. Jest lepiej. Zaczynamy razem "wychodzić"... głównie chce abym ubierała się jak typowa nastolatka. Wciska mi wszystko bym wyglądała ładnie...Tylko że trudno coś dla mnie znaleźć.... Od tego się zaczęło,wzrok ludzi w sklepie,słowa wypowiadane już z rezygnacją" Nie,to jest za duże na nią,szkoda że to najmniejszy rozmiar". Od zawsze chciałam wizyty u dietetyczki. Pewnego dnia zobaczyłam grupkę osób, po prostu paczki. Brakuje mi tego,cholernie. Wróciłam załamana do domu i napisałam wszystko mamie w liście o tym że sobie nie radzę i potrzebuję wsparcia. Poszłam na długi spacer, jak wróciłam mama czekała na mnie. Zmęczona wszystkim,jej oczy były naprawdę straszne. Cicha rozmowa,niezbyt naciskała,oczy pełne łez... Chciało mi się tak płakać... Ale mówiłam,zamknęłam oczy,odpływałam. Gdy już weszłam w ten ciąg tłumaczenia jej wszystkiego, patrzyła na mnie i kiwała głową, próbowała mnie zrozumieć. Ojciec już dawno próbował ale jemu się nie udało. Ona próbowała przeżywać to samo co ja,nie udało się. A dlaczego teraz miałoby się udać? Jasne, że się nie udało. Spojrzała na mnie pod koniec rozmowy,z łzami w oczach "Co ja mam zrobić?". Uroniła się pierwsza jej łza,nie wytrzymałam. Płakałyśmy. Usiadłam jej na kolana i przytuliłyśmy się do siebie. Powiedziała że zawsze będę jej małą córusią i nie pozwoli mi marnować życia. Już 2 dni po tej rozmowie miałam wizytę u dietetyczki i później u psychologa. Dietetyczka była spokojna,tłumaczyła mi wszystko po kolei... i kazała mi zjeść jej kanapkę którą miała. Ten wzrok...jej i matki. Wyczekiwanie. Proszące oczy. Nie jadłam jeszcze nic tamtego dnia,więc zjadłam bezproblemowo. Później drugą mi dała. Spojrzałam na nią błagalnie" Ja już nie mogę..." Jej usta tylko wyszeptały" Proszę...". Spojrzałam na mamę, traciła już nadzieję. A w mojej głowie już wir myśli. "Zjem to... ale wieczorem dużo będę ćwiczyła,a może po prostu powiem że mnie już mdli?"Zdenerwowałam się na samą siebie.Powiedziałam dość,ludzie uważają mnie za psychiczną,nie chcę tak... Pierwszy kęs, duma...Drugi,wahanie. Trzeci,wyrzuty sumienia. A później już zamknięte oczy i trud połykania każdego kawałka. Czułam jakby mi stanął w gardle. To bolało. Pod koniec wizyty po ważeniu/mierzeniu dostałam początkowy jadłospis... Start 2200kcal... Oczywiście że jeszcze go w życie nie włączyłam.. Ale usłyszałam słowa które mnie zmotywowały" Ty nie jesteś jedną z nich,Tobą choroba nie steruje, nie okłamuj samej siebie". Po wyjściu z gabinetu widziałam wielu innych ludzi z otyłością,patrzyli na mnie z zazdrością,dlaczego?! Jedna kobieta udawała poważną,drugą chciała pokazać pogardę, a trzecia patrzyła ze współczuciem i zazdrością. Później psycholog. Sam na sam z kobietą. Szczera rozmowa. Zero uczuć na jej twarzy. Wahałam się, ale ciągnęłam to durne przedstawienie. Kilka projektów jaką siebie widzę a jak wyglądam.
Później pytanie" Podobasz się sobie?". Nie oczekiwała odpowiedzi. Siedziałam tam na szczęście godzinę. Później pani obiecała mi że wszystko będzie dobrze. Że nam się uda. Chciała mnie wysłać do szpitala...ale prosiłam ją że chcę spróbować sama... Nie mam się hamować. Więc po tym wszystkim-zakupy. Brałam wszystko co najbardziej lubię płatki,jogurty,czekolada,chipsy,owoce,warzywa,pizze, zapiekanki... po prostu wszystko. Zakupy wyniosły ponad 200 złotych. Doznałam szoku. Współczuje dla mamy... przeze mnie wszystko to musi kupić bo jej córka ma problemy. "Uda mi się,ona mnie kocha,wierzy mi....". Powrót do domu. Puszczenie starych kawałków Abby i śpiewy z mamą. Ona zachowywała się tak....dziwnie,była spełniona. Cały wieczór spędziłyśmy razem,oglądając telewizję. I nadeszło pytanie" jesteś głodna?". Głęboki wdech." Tak,mamo.". I gotowałyśmy razem,to było wrzucenie wszystkiego w gar i ugotowanie. Najpierw kluski z jabłkami i do tego starta czekolada. Mama mi porcję nakładała,w głowie już" Muszę to jakoś zważyć,będę się czuła strasznie." Ale jej uśmiech...szczęście. Nie,nie. Nie zrobię tego. Było zimno,usiadłyśmy z miskami pod kocem,oglądając jeden z mamy ulubionych filmów. Nawet nie pamiętam jaki.... Zasnęłyśmy. Rano obudziłam się koło 10.. Pierwszy raz od roku tak późno wstałam,byłam zadowolona z siebie. Wybrałam się do toalety." Waga?! Gdzie ona jest?!" Mama ją schowała...Wdech,wydech....Oczy pełne łez. "Poradzisz sobie,nie ma Any już...." W ten śniadanie było dla mnie katorgą, wielka miska płatków + kanapka z nutellą. Czułam się jak olbrzym,brzuch... Ale ona była ze mnie dumna,moja rodzicielka,wierzyła we mnie. I powiedziała mi że tata dziś przyjedzie na obiad. Zaskoczyła mnie....Wiedziałam o co chodzi.... Chce udowodnić jemu że poradziła sobie ze mną. Nie zaprzeczałam. Cały dzień był okropny... Jedzenie,odpoczynek,jedzenie ,odpoczynek... Gdy taka mnie zobaczył od razu uśmiech był na jego twarzy,przytulił mnie. Powiedział że w moich oczach widzi to co kiedyś...."Wróciłaś". Płacz. Mój i jego. Szczęście. Wspólny posiłek. Taki jak kiedyś. Pełno żartów. Integracja rodzinna. I widziałam to w ich oczach. Tęsknią za sobą... Wszystko przeze mnie... Muszę to zmienić.... Jest mi ciężko ale przełamuję się. Jem,a przynajmniej staram się jeść 3 posiłki. Śniadanie,Obiad,Kolacja. Czasami coś w szkole zjem. Do dietetyczki jadę za miesiąc,z psychologa z rezygnowałam. Boje się o siebie że nie uda mi się... ale się nie poddaję....
* * * * * * * *
Waga najniższa: 34.8
Teraźniejsza:38.5
Wzrost: 172
Inni zdjęcia: ;) virgo123Z Klusią patkigdJa patkigdPati patkigd:) patkigdJa patkigd;) patkigdJa patkigdMiędzy drzewami patkigdJa patkigd