każde szczęście ma swoją datę ważności.
nie pamiętam już dnia, w którym czułam się tak rozbita i zmiażdżona jak dzisiaj... nawet całe ostatnie tygodnie razem wzięte nie są tak obrzydliwie bolesne jak dzisiejszy, skąd inąd piękny dzień. wiecie co? dzisiaj dwudziesty ósmy. i co z tego? nic z tego. nie wiem dlaczego to wszystko co tak pięknie brzmi w książkach i wygląda w filmach musi być takie bolesne. jakby nie można było tak po prostu, na zimno, jak zwykły kamień podjąć decyzji i iść dalej. dlaczego kiedy zwalczyłeś siebie, poradziłeś sobie ze sobą samym i jestes gotowy by podjąć walkę o kogoś, wszystko nagle umiera... a może umarło dawno? na naszych oczach? nie mam siły na nic, jeszcze bardziej niż tydzień temu. pierdolony chaos ogarnął moje wnętrze. mam moralniaka. i nienawidzę siebie i świata dookoła. można być głupim, ale nie bezkresnie. pieprzony rozstój dróg. prawo? lewo? pójdę prosto.
+ fot: by Kermit.
bang, bang, bang po schodkach życia. bolesne upadki, trudne uniesienia.