pierwszy śnieg, który kiedyś był najmilszą niespodzianką, dzisiaj spada na ziemię jak smutek. pierwszy tak zajebiście smutny i samotny pierwszy śnieg... szkoda, że nie mrozi serca i myśli tak jak mrozi tą cholerną ziemię. szkoda, że nie spełnia marzeń, jak kiedyś.
szkoda, że nie ma Cię obok.. tam smutno i samotnie, kolejny dzień i kolejna zakurwiście samotna walka o to, żeby jakoś przewegetować. czy szczęście jeszcze gdzieś istnieje? a może w magazynie świata szczęście już się skończyło, nie ma, towar deficytowy...
nie umiem nawet nazwać tego stanu, nie potrafię sobie poradzić z nim. dziś jakoś wyjątkowo chciałabym umrzeć.
W głowie miliard myśli ale znów nic Ci nie powiem.
Pewnie spotkam Ciebie znów, ale po drugiej stronie powiek.
Chciałbym Ciebie mieć tu, a Ty znów mi się przyśnisz, albo wrócę myślami do czasu kiedy ostatnio rozmawialiśmy.
+ zima 2015.
kiedy to było... i jak to było? już sama nie wiem czy chcę pamiętać, ale czasami tęsknię. teraz pewnie miałabym jeszcze jakąś siłę, a popołudniu bym się przytuliła i jakoś by to było. może to była jedyna wersja szczęścia, na jaką zasłużyłam? teraz nie mam nic... jak zwykle. porażka za porażką. thanks.