w dążeniu do perfekcyjnej obojętności...
mam wrażenie, że żyję w jakimś kiepskim żarcie, zdecydowanie mało śmiesznym. czuję się jakbym była jakimś żałosnym klaunem stojącym wśród tłumu jeszcze bardziej żałosnych ludzi. jakby cały świat wokół robił coś przeciwko mnie, myśląc, że tego nie dostrzegam. jakby każdy wokół mnie udawał, że stoi za mną murem, a tak naprawdę niepozornie wbija mi cholerny nóż w plecy. w takich momentach nie mam nawet siły myśleć, że zapomnę, bo niby jak? przecież nic złego w tym, że mnie zawodzi każdy po kolei. nic złego w tym, że podają rękę przeszłości czyniąc ją teraźniejszością i co gorsza przyszłością.
tak bardzo chcę się uwolnić. chcę wybaczyć, przede wszystkim sobie. chcę zapomnieć i potrafić żyć. ale wciąż czuję się ściągana do ziemi. wciąż podcinają mi skrzydła.
+ sielpiowy pajączek.
szkoda nawet moich słów. 'dzień, który zaczął się marnie i marnie skończy się...'
no comments na niektóre osoby. cieszę się, że co niektórych nie ma już w moim życiu i pozostaje mi tylko pogodzenie się, że niektórzy niestety zostaną na zawsze. byłam głupia i naiwna, więc chyba mogę mieć pretensje tylko do siebie. dziękuję wszystkim którzy konsekwentnie otwierali mi oczy. straciłam parę ładnych lat, ale... zawsze mogło być gorzej. a śmieszy mnie to, że ktoś kto otwierał mi oczy z pełną świadomością, chyba sam teraz zapomniał, że to robił. żałosne.