6 lipca 2013, sobota
czasami mam wrażenie, że żyję w jakimś amoku, między jawą, a złym snem. a może to tylko tęsknota za tym, co zajmowało tak bardzo wiele miejsca w moim parszywym życiu. i teraz kiedy to wszystko znikło, pękło jak piękna, kolorowa bańka mydlana, ciężko jest w to nawet uwierzyć. wiem, że tego już nie ma, ale budzę się, otwieram oczy i wciąż mam to dziwne uczucie niepewności, jakby grunt walił się spod nóg. pogodziłam się ze światem, a może najbardziej ze samą sobą, ale wciąż czuję się nieswojo. czasami tak łatwo odpływa świadomość, że to wszystko się rozmyło, odeszło, tak po prostu. nie wiem jak mogłoby wyglądać ostateczne pożegnanie, nie wiem...
niektóre rzeczy są zbyt szybkie. niektóre rzeczy dzieją się zbyt mocno i zbyt intensywnie. zbyt jaskrawie nadają sens naszemu życiu, a potem tracą barwę jak dżinsy, które z czasem się spierają, a im mocniejszy kolor, tym szybciej się zatraca... może wszystko ma swój z góry wyznaczony i określony czas, jak nędzne życie, które przyjdzie zakończyć któregoś pięknego, słonecznego dnia. ognisko i żar przemienia się w zimny popiół, czas zgasić płomień...
mam wrażenie, że nie bardzo wiem co ze sobą zrobić. i mimo, że wydaje mi się inaczej, chyba nie mam większej kontroli nad swoim umysłem, który płata mało śmieszne figle. a to wszystko często odwiedza mnie w snach, jakby nie chciało odejść. mam błagać? błagam więc. chcę żyć tym co jest, a nie tym czego już od dawna nie ma.
+ kolońskie fanciki. <3