-Kate...-wydusił z siebie.
-Wyjdź!-krzyczała zrozpaczona-Chcę, zostać sama!
Nie mogła uwierzyć, że to koniec. Wszystko się zwaliło. Nienadążyła, z wycieraniem świeżych łez. Przestało jej nawet przeszkadzać, że Jake przytula ją i szepcze,w jej ucho, 'wszystko będzie dobrze'. Nie potrafiła teraz tak myśleć, nie dopuszczała do siebie faktu, że będzie musiała być zależna od kogoś. Wypadło na chłopaka.
- Nie dam rady.-załkała, a on mocniej ją tulił.
Sam był przerażony współpracą z nią. Wiedział, że jeżli zawali, nie zaliczy roku. Mimo, iż nie znał jej dobrze, wiedział jaka jest. Praca w klubie nocnym, dała mu te możliwość. Wiele razy, widział, ją zalaną w trupa. Która zapewne wylądowała w kiblu, lub na zapleczu z facetem wieczoru. Uważał, ją za łatwą i rozkapryszoną dziewczyne z bogatej rodziny. Teraz, kiedy płacze w jego ramionach, wiedział, że będzie trudniej niż przypuszczał. Rozglądał się po sali, szukał inspiracji by, pocieszyć ją. Słowa nic nie dawałay. Postanowił nic nie robić, poczekać, dać jej się wypłakać.
Zamyślona,zmęczona i przepełniona płaczem, nadzieją na lepsze jutro, zasneła w ramionach chłopaka, którego jeszcze niedawno pragneła wykastrować.
On nie pozostał dłużny. Zasneli w swoich objęciach.
Obudziła się, czując twardość i miękość jednocześnie. Pod zdrętwiałym ramieniem czuła miękość szpitalnego łóżka, w której jej biodro usiłowało zrobić charakterystyczne dla swego kształtu wyżłobienie. Niestety, szerokie ramiona, oraz ułożenie w jakim spał młody psycholog, na to nie pozwalały. Przyjemne ciepło i wtulone w nią ciało Jake'a, odebrało jej racjonalne myśli. Ciepły oddech ogrzewający jej kark był niezwykle przyjemy. Miała wciąż zamknięte oczy. Nie chciała ich otwierać. Wiedziała, że gdy to zrobi, skończy się chwila, w której chciałaby pozostać na zawsze. I chociaż była świadoma dzisiejszych wydarzeń, cieszyła się, że chłopak nie zostawił jej samej. Taką miał prace.
Jake poruszył się delikatnie i westchnął cicho.
-Hej, obudź się.-usłyszała cichą proźbę.
-Cześć-próbowała się wyswobodzić z danej pozycji, która zaczeła jej ciążyć.
-A, tak-zaczął i usiadł.
-Nie ufam ci...-ciągneła dalej-nawet Cię nie lubie ale...-nie potrafiła przyznać się do słabości, jej duma była zraniona, ale chciała by ktoś w tamtej chwil z nią był. Na rodziców nie mogła polegać. Przyjaciół nie miała.
-ale... chcę żebyś był- jąkała się, a on jej nie pomagał-niee... żebyś był, na sali... jak no wiesz...-nie potrafiła tego powiedzieć na głos, czuła, że znowu się rozpłacze.
-to bolało.- przerwał - mimo wszystko, będe z Tobą podczas amputacji-dopowiedział poważnie.
Kiwneła głową na znak zrozumienia i już go nie było. Znowu została sama z swoimi myślami. Zastanawiała się jak to będzie po operacji. Zdawała sobie sprawę, że zaczyna całkiem inne życie. I nagle wybuchneła, niekontrolowanym płaczem. Uświadomiła sobie, że nigdy wiecej nie zasiądzie na motor, nie pojedzie na wspinaczke. W sumie to nic już nie zrobi. Rozmyslenia przerwał głos jej rodzicielki.
- Katherina!-krzykneła- Jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna? Pytam się jak?- jej poważny ton był przerażający.
Ciche ' nie wiem' było kolejnym atakiem płaczu.
-Trudno...-wstchneła, patrząć na córkę- damy temu chłopakowi więcej pieniędzy, dobrze Cie przypilnuje- dodała obojętnie.
- Wyjdź...-pomyślała- wyjdź i najlepiej... spotkamy się w domu.
- Dla mnie żaden problem-rzuciła na odchodne.
Jak ja jej nie nawidzę-powiedziała cicho.
***
A teraz czekała na pewną śmierć, która zaraz miała się zacząć.