-Stary, no proszę...
-Zapomnij, wiesz jaka jest Kate, zawale przez nią rok. - miał bardzo poważny ton.
-Ale Miley, kurde, no wiesz, że na nią lece, a tak się zbliżymy - mówił szybko i z ekscytacją .
-Nie! Zrozumiałeś! Nie, chce jej jest wredna i arogancka - mówił to szczerze.
-Prooooszę! - błagał.
-I same korzyści dla Ciebie, nie ma mowy! - jego cierpliwość się kończyła.
-Nie ma to jak bezinteresowność u przyjaciela - nawijał z ironią.
-Mam!- krzyknął- będziesz mógł brać moją fura na każdą zacianke i na spotkania z kaleką- gadał jak najęty.
-Dobra, niech strace- poddał się i wyszedł
Dupek! pomyślała, jak na złość usiadł na krześle obok. Czuła jak się na nią patrzył, ale to nie mogło być, miłe spojrzenie. Nie lubił jej. Czuła to teraz, jak i przy rozmowie. I ciekawe, jak przez nią ma zawalić rok. Jest studentem? Zastanawiała się,co student ma do jej zdrowia? Pewnie nawet nie domyśla się, że ona, go słyszy. Długo jeszcze rozmyślała. Muszę się obudzić. Muszę.-pomyślała, zanim usneła na dobre.
***
Otworzyła oczy, oślepiła ją biel. Oraz wstrętny odór szpitalny.
Leżała sama. Od jakiejś godziny patrzy w ściane. To się stało nudne, ale nic nie mogła poradzić..
Raz się żyje- pomyślała.
Gdy tylko poruszyła nogami, z krtani dziewczyny wydobył się okrzyk bólu. W ciągu chwili, do sali wleciała spanikowana pielęgniarka.
-Lekarz!- krzykneła.
W tym momencie w drzwiach stanął dość młody lekarz, a za nim chłopak.
-O! Panna Katherine raczyła się obudzić.- zażartował.
-Tak jakoś wyszło.- odpowiedziała, a on się zaśmiał. Coś sprawdził, na urządzeniach, które stały obok. Poświecił latarką w oczy. Wepchnął patyczek do ust. Potem zadawał bezesnsowne pytania.
-Wiesz jak się nazywasz?
-Chyba oczywiste.- odpyskowała
-Wiek? Urodziny? Adres?- zadawał wiele pytań- Czy wiesz to wszystko?-ponownie zapytał
-Adres?-zaśmiała się- Chyba jest pan dla mnie za stary?- Zaśmiał się głośno.
-Widzę, że humor wrócił to dobrze- ciągle mówił z uśmiechem-zapomniałbym- póścił jej oczko.
-To Jake Carter, twój opiekun i psycholog.- dodał poważnie, a chłopak stał z grymasem na twarzy.
-Psycholog?-zakpiła- Niby po jakiego mi on ?- czuła zdenerwowanie.
-O tym musimy poważnie porozmawiać- wkońcu się odezwał.
I nagle wszyscy wyszli. Została tylko ona i jego niezadowolona mina. Postanowiła się nie odzywać. Nie mogę uwierzyć, że to pycholog, prędziej wygląda na takiego co sam do niego chodzi.-kpniła z niego w myślach.
Stał i chyba nie wiedział jak zacząć.
- To ci się nie spodoba-mówił spokojnie
- No dalej- poganiała go, nie chciała dłużej z nim rozmawiać.
-Twoja noga... - zaczął