Black eyes, część 37 .
Poruszyłam moimi suchymi wargami i zamrugałam zmęczonymi powiekami. Przełknęłam ślinę i przyłożyłam rękę do głowy. Odgarnęłam kosmyki brudnych włosów z twarzy i odetchnęłam.
Obraz wokół poszarzał, czułam się coraz gorzej.
Strażnik otworzył drzwi do mojej celi i podszedł kucając przy moim skulonym ciele. Podkuliłam nogi pragnąc spokoju i Caleba.
Wyciągnął rękę i przejechał palcami po moim policzku. Odwróciłam twarz.
- Wypuść mnie- poprosiłam po raz kolejny.
- Cierpliwie- lekko się uśmiechnął. Był tak fałszywy w każdym swoim ruchu, nienawidziłam go. Bez ustanku mnie pilnował, przychodził, żeby mnie dotknąć i na mnie popatrzeć.
- Wyłaź stąd. Zabieraj te swoje łapska- warknęłam. Łzy zebrały się w moich oczach, nie miałam siły na zupełnie nic.
- Nadal nie chcesz jeść? Źle wyglądasz- przekrzywił głowę.
- Nie chcę na ciebie patrzeć- syknęłam.
Wyglądał jak człowiek, ale był zwierzęciem. W końcu wstał, cisza zawładnęła celą.
Zakręciło mi się w głowie, ignorowałam wszelkie objawy wyczerpania. Ciągle miałam nadzieję, że Caleb mnie uwolni.
OCZAMI CALEBA.
To już kolejny dzień, kiedy Haeven nie wracała. Ojciec zamknął się w pałacu zawalony sprawami a Zoella rządziła na stanowisku, które zostało jej odebrane.
Ubrałem płaszcz i zdenerwowany wybrałem się pod bramę wejściową. Dwóch strażników jak zwykle stało niewzruszonych, oddali jedynie niskie pokłony.
- Wy wiecie- zacząłem ostro.
Zachowywali się jak otępieni, nie reagowali.
- Mówcie- złapałem jednego z nich za czarny garnitur i przycisnąłem do ściany.
- Nic nie wiemy- zaczął panikować. Wiedział kim jestem.
- To nie skończy się dobrze- ryknąłem i z całej siły uderzyłem nim o betonowe wrota. Zachłysnął się powietrzem a z jego ust wyciekło kilka kropli krwi.
- Nic nie wiemy- powtórzył z uporem. Jego głowa opadła na jedną ze stron. Złapał mnie za rękę próbując poluzować mój uścisk.
Wszystko się we mnie zagotowało, tego było za wiele. Bez większego wysiłku poradziłem sobie z jego ciężarem i zaczęliśmy iść w stronę Otchłani Zapomnienia. Doprowadziłem go do mostu, stanęliśmy i pokazałem mu przepaść.
- W ciągu jednej sekundy ty i cała twoja rodzina możecie wylądować na samym dole- warknąłem mu do ucha.
Cały się spiął. Wiedział, że jestem do tego zdolny.
- Poczekaj- poprosił błagalnie.
- Mów gdzie ona jest- potrząsnąłem nim.
- Mięli sprowadzić ją w dół. Numer siedemdziesiąt cztery. Tyle mi powiedzieli- głęboko nabrał powietrza do płuc.
- Masz szczęście- rzuciłem nim na trawę i zacząłem biec przed siebie.
Wiedziałem, że tata ma podziemne więzienia. Ale dlaczego zabrał tam moją Haeven, którą wcześniej mianował Panią Otchłani? Mówił, że je zamknął. Że przemoc to nie jest to do czego jest stworzony. Że chce zająć się Piekłem, dobrem zmarłych.
Przeczesałem włosy palcampalcami i zacząłem powoli oddychać. Musiałem działać, nie było wyjścia.
Spokojnym krokiem dotarłem do pałacu mojego ojca. Strażnicy nie zwrócili na mnie uwagi, sam byłem tam jak władca.
Ojciec siedział w swojej Sali do zarządzania, głośne debatowania roznosiły się echem po całym budynku.
Wykorzystałem sytuację i skierowałem się do ukrytych bram do podziemi.
Dokładnie znałem drogę, kiedyś uciekinierów kierowaliśmy tam bez ustanku.
Przekroczyłem wejście i z bijącym sercem zacząłem biec przed siebie.
CDN .