Black eyes, część 31 .
- Przestań pieprzyć- zawyłam i pociągnęłam nosem. Przetarłam ręką twarz i poczułam, jak moje kolana zaczynają się uginać. Bezwładnie opadłam na trawę zamieniając się w małą, trzęsącą się kulkę.
- Przepraszam, że musiałaś się tego wszystkiego dowiedzieć- jego dłoń znalazła się na moim ramieniu, cały drżał. Pociągnął nosem, oparł głowę na moim biodrze.
- Zostaw mnie w spokoju. Daj mi żyć- szepnęłam wyczerpana.
- Nie potrafię cię zostawić- podniósł mnie swoimi silnymi ramionami i posadził u siebie na kolanach.
- Nie wierzę w to co powiedziałeś. Wymyśliłeś to- ciągle tkwiła we mnie jeszcze jakaś odrobina nadzieji, że może to żart.
- Udowodnię ci- ujął moją twarz.
- Jak?- patrzyłam wyczerpana w jego czarne, tak smutne oczy.
Zacisnął wargi, posadził mnie na trawie i bez słowa odwrócił się tyłem. Najpierw zdjął kurtkę, chwycił końce koszulki.
Z wyczekiwaniem obserwowałam każdy jego ruch, co mógł mi pokazać rozbierając się?
Po kilkunastu długich sekundach widziałam jego plecy w całej okazałości. Widniały na nich dwa jakby wytatuowane, średniej wielości czarne skrzydła, a nad nimi coś w rodzaju rogów.
Przerażona przyłożyłam dłoń do twarzy, kiedy zalśniły one żywym ogniem.
On płonął. Caleb płonął.
Zerwałam się i podbiegłam, żeby widzieć jego twarz. Siedział z zamkniętymi oczami, zaciskał pięści.
Trząsł się może ze strachu, bólu?
- Przestań, wystarczy- poprosiłam szarpiąc jego rękę. Momentalnie wysłuchał mojej prośby, płomienie zniknęły.
- Zaufaj mi- podniósł na mnie wzrok. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.
Oczy miał przekrwione, twarz bladą. Drżał patrząc na mnie z tak ogromnym żalem.
Jakby chciał wziąć na siebie całe zło świata i prosić o wybaczenie.
- Calebie- wyszeptałam ledwo słyszalnie i ujęłam jego brodę.
Mimo wszystko był taki piękny. Już nie zły, groźny.
Piękny, niewinny i zagubiony jak małe dziecko.
- Haeven, nie mogłem z tym nic zrobić- pociągnął nosem.
- Wiem- zaczęłam gładzić szorstką skórę na jego policzkach.
Przejechałam kciukiem po jego wargach, były pełne, miękkie. I zmoczone słonymi łzami rozpaczy.
-Musimy uciec- złapał mnie za rękę patrząc głęboko w oczy.
- Gdzie?- nie dziwiło mnie już żadne z jego słów.
- Gdzieś, gdzie będziemy bezpieczni- wplótł palce w moje włosy.
- Nie mogę uciekać. Mam tutaj Charliego. . .- niespodziewanie urwałam. Lista się skończyła, po prostu. Przyjaciele mnie opuścili, innej rodziny nie miałam. Jedynie Charlie, który zaczął poważnie myśleć o życiu.
- Nie przeżyjesz tutaj, zrozum- smutek w jego głosie rozrywał mi serce, bałam się.
- A gdzie przeżyję? W podziemiach?- cicho się zaśmiałam. Nie chciałam pokazywać jak bardzo czuję się bezradna i zagubiona. Tego było za dużo, przytłaczało mnie.
- Nie żartuj, to poważna sprawa- skarcił mnie nadal smutny.
- Przepraszam- wyszeptałam spuszczając głowę.
Po chwili poczułam jego mocne ramiona zaciskające się wokół mojego ciała. Kołysał mnie lekko całując w szyję. Jego oddech mnie uspokojał, a bliskość dawała choć trochę poczucie bezpieczeństwa.
- Co mam zrobić?- zapytałam w końcu. Przywarłam do niego nie chcąc czuć się samotnie.
- Powinienem schować cię gdzieś w bezpiecznym miejscu, muszę porozmawiać z ojcem- oznajmił cicho.
- Jak to zrobisz?- przekręciłam głowę. Nasze nosy stykały się a spojrzenia w sobie topiły.
- Po prostu. Zamknę oczy i będę w Piekle- pogładził mój policzek.
- Gdzie mam iść? Zostawisz mnie?- znów poczułam zagrożenie. Sama nie dałabym sobie rady, pokazali mi już część swojej siły.
- Muszę. Ale będziesz bezpieczna, obiecuję- starał się mnie uspokoić.
- Oni są wszędzie, wiesz o tym- wściekła uderzyłam pięścią w jego pierś. Bałam się, a on chciał mnie zostawić.
- Uspokój się- poprosił chwytając moją dłoń.
- Nie- zacisnęłam zęby hamując łzy.
- Przecież powiedziałem, że nie pozwolę cię skrzywdzić- mocniej złapał moją twarz i zbliżył ją do swojej.
Wyciągnęłam ręce i wplotłam palce w jego włosy. Wyprostowałam nogi i owinęłam go nimi w pasie.
Było niesamowicie cicho, nawet wiatr przestał szumieć.
Popatrzył na mnie spod swoich długich rzęs, jego oczy błyszczały. Przymknął powieki opierając o siebie nasze czoła.
Nie czułam zagrożenia kiedy powoli, z coraz większym pożądaniem wpijał się w moje spragnione usta. Oddychał ciężko kładąc mnie na trawie. Nie czułam na sobie jego ciężaru, jedynie rozkoszowałam się jego dotykiem i zapachem. W końcu nie byłam z tym wszystkim sama, Caleb był przy mnie.
Gładził moje ciało, składał lekkie pocałunki na policzkach, szyi, dekolcie. Przygryzał moje płatki uszne szepcząc, że wszystko będzie dobrze.
Muskał mój nos, kiedy jego dłonie wędrowały pod moją sukienkę.
Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie, tyle sprzecznych.
Wsunęłam ręce pod jego podkoszulek, palcami lekko dotknęłam pleców.
Spiął się, skrzydła zrobiły się ciepłe.
Szybko opuściłam tą część jego prywatności i zaplotłam ręce na jego szyi.
Złapał palcami koniuszek moich majtek i oderwał się ode mnie. Jego oczy płonęły, ciężko oddychał. Ale wiedział co jest najważniejsze.
Materiał wyślizgnął się z jego palców, a on naciągnął moją sukienkę.
- Muszę cię schować- wymruczał podnosząc się.
Sama nie wiedziałam co czuję. Chciałam go mieć, był wspaniały. A z drugiej strony nie był człowiekiem. Nie powinnam tego robić, to złe. Może rozzłoszczę jego ojca?
- Chodź- wyciągnął do mnie rękę.
Bez słowa wstałam i oszołomiona otrzepałam się z trawy i ziemi. Zgarnęłam włosy z twarzy i patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.
Wziął mnie za rękę i mocno przytulił.
- Nie bój się, zamknij oczy i trzymaj mnie mocno- polecił.
Zrobiłam jak kazał czekając na to co ma się wydarzyć.
Po chwili poczułam się jakbym była w czymś w rodzaju próżni, a potem poczułam pod stopami coś miękkieko.
- Otwórz- szepnął ocierając o siebie nasze policzki.
Znajdowaliśmy się na małej plaży, w jakiejś zatoczce. Morze było piękne, przejrzyste.
Przy brzegu stał mały domek, parasolki.
Najdziwniejsze, że byliśmy sami.
- Co zrobiłeś?- przyglądnęłam mu się badawczo.
- Przeniosłem cię w bezpieczne miejsce. Tutaj nie ma wstępu nikt poza mną i tym, kogo przyprowadzę- uśmiechnął się widząc moje zszokowanie.
- Coś jeszcze potrafisz robić?- zmrużyłam powieki. Nagle zapragnęłam, żeby było normalnie.
Żeby to było prawdziwe morze i wakacje z moim chłopakiem, po prostu.
- Kiedyś ci pokażę. Teraz muszę iść. Wrócę, kiedy słońce przesunie się tam- pokazał mi palcem przy okazji obejmując mnie w pasie.
- Dobrze- skinęłam głową.
Przejechał dłonią po moim policzku i ręką zakrył mi oczy. Już po chwili go nie było.
Usiadłam na piasku i popatrzyłam przed siebie.
Co powinnam teraz zrobić? Ciągle myślałam o Calebie i starałam się zmienić go w zwykłego chłopaka. Dlaczego nie mogłam na takiego trafić? I dlaczego padłam łupem niebiańskich zabójców?
To wszystko o czym mówił było tak nieprawdopodobne, odległe. A jednak, musiałam uwierzyć. Dał mi na to aż za dużo dowodów, to było straszne.
Czas mijał a Caleb nie wracał. Nieświadomie nawet zasnęłam, ale obudził mnie wewnętrzny niepokój.
Czas dawno minął.
CDN.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24:) milionvoicesinmysoulNo i Jedziemy w nowy tydzień. halinam:) damianmafiaKrwawodziób slaw300Bażant pospolity vrgraf