Właśnie odkryłam, że nie było mnie tu kupę czasu.
Trochę się zmieniło.
Znowu.
Tym razem trochę dużo.
Mam dość niańczenia. Dość traktowania niczym największy skarb, jak złoto lub diamenty - osoby, które nie są nawet napromieniowanym gównem.
Ja również powinnam być tą "gwiazdą", o którą się dba.
Mam w sobie ogromną siłę, nadzieję i wiarę - jestem tą osobą, której nie da się przetłumaczyć, że powinna zwątpić - do póki nie doświadczy zawodu na własnej skórze.
Ale teraz, po 26 latach żywota swojego zaczynam szczerze wątpić w to, że kiedykolwiek ktoś mnie pokocha.
Uwielbiam ludzi.
Ale to jest ten moment, w którym szczerze straciłam nadzieję.
Coś we mnie zdechło, po czym ktoś to rozbudził - po to, by przywalić temu w łeb bejsbolem i mieć pewność, że nie będzie miało już łba.
Zamknęłam długą, smutną książkę. Otworzyłam nową - taką, która leżała od kilku lat i czekała na "swój czas". I już na samym wstępie uderzyła mnie w serce.
Chyba w niezbyt pozytywnym tego słowa znaczeniu...
Jeszcze do niedawna wierzyłam w to, że ktoś mnie szczerze pokocha.
Do dziś czuję się tak, jak bym na czole wyświetlała napis "okazja".
Okazja na to, by "się odbić"? Okazja, by zapomnieć? Okazja, by się dowartościować? Okazja, by... nie, to się nikomu nie udało i nie uda. ;)
"Okazja"... A okazję trzeba wykorzystać.
Trzeba się dowartościować, spędzić miło czas, przypomnieć sobie o niej gdy jest nudno - żeby się broń Boże nie zniechęciła.
Bóg obdarzył mnie nie brzydką gębą, więc przynajmniej serce mogłabym mieć ku*wy. Tak dla równowagi. Nikt by mi tam wtedy nie nasrał. Emocjonalne ameby mają jakoś łatwiej.
Dziś pewna stara - młoda para obchodzi 10 rocznicę ślubu.
Wszystkiego najlepszego Wam!
...
Co za tym idzie mija okrągłe 10 lat od kiedy pizgłam welonem o ziemię, po czym ponownie, uparcie ten welon wylądował w moich rękach,
a Panna Młoda/już stara ochrzanila mnie za ponowną próbę wyrzucenia go z rąk, bo "kosztował 300 złotych".
Jak wiodać - te całe wróżby się nie sprawdzają.
Chyba, że mnie to omija, bo kuzyn, który złapał muszkę faktycznie się ożenił kilka lat później.
Nie wiem co wzięło mnie na takie bazgraniny.
Być może fakt, że z nikim o tym nie rozmawiam.