Drogi w Polsce mamy jakie mamy, powoooooli zmieniają się na nieco lepsze, lecz tak czy siak autostrad u nas tyle, co kot napłakał (swoją drogą, skąd wzięło się to powiedzenie? stąd, że nikt jeszcze nie widział płaczącego kota, i dlatego kocie łzy są synonimem małej ilości? ale równie dobrze moglibyśmy powiedzieć "tyle, co tasiemiec napłakał", bo, jak pamiętamy z lekcji biologii, tasiemiec nie posiada oczu, bowiem nie są mu one potrzebne w czeluściach jelit, a skoro nie ma oczu, to i płakać nie może... ale wracając do tematu ->), a jak już są, to płatne. I wcale niemało się za tę przyjemność jazdy autostradą płaci.
Ano właśnie, czy to jest aż taka przyjemność? Owszem, można jechać z większą prędkością, droga nam szybciej zleci, jest też bezpieczniej, bo nie ma skrzyżowań ani świateł, pasy do jazdy w przeciwnych kierunkach są rozdzielone energochłonnymi barierami, mamy szeroki pas awaryjny, o stan drogi dba właściciel autostrady... Sielanka wręcz!
A skoro już jedziemy autostradą, możemy rzucić okiem na to, co nas otacza. Patrzymy w lewo - bezkresne pola albo las. Patrzymy w prawo - to samo. Czasem pojawi się jakaś stacja benzynowa, billboard albo parking i... nic poza tym. Co więcej, jak przypomni nam się, że zostawiliśmy odkręcony kran, nie możemy sobie ot tak zawrócić - trzeba najpierw dojechać do najbliższego zjazdu, do którego czasami mamy całkiem spory kawałek... Bo jak się na autostradę już wjedzie, to nie da się jej opuścić spontanicznie (pomijam rozwiązanie typu wjechanie do rowu :P) W innych krajach istnieje poważniejszy problem - autostrady przecinają się i można przypadkiem wybrać złe rozwidlenie, a w efekcie pojechać do zupełnie innej lokalizacji, niż pierwotnie planowaliśmy. I wtedy dopiero jest lipa, bo okazuje się, że przejechaliśmy szmat drogi tylko po to, żeby teraz się wracać do punktu wyjścia.
A gdyby zamiast autostrady wybrać zwykłą drogę krajową? Ma mnóstwo wad. Dziury. Światła. Skrzyżowania. Niejasne oznakowanie. Fotoradary. Można mieć stłuczkę, wpaść do rowu, zostać zepchniętym przez faceta z naprzeciwka, który akurat przysnął, można dostać mandat, zgubić się... Ale z drugiej strony, ile atrakcji! Można patrzeć na tirówki i podbudować się, że mamy tak komfortową sytuację życiową, że nie musimy dawać dupy żeby zarobić na życie. Można podziwiać zróżnicowany krajobraz, widzieć ludzi zmierzających do pracy lub szkoły. W porównaniu do autostrady jest bardziej niebezpiecznie, ale o wiele ciekawiej!
Można też przejść na inny szczebel, z samochodu przesiąść się na rower i wjechać w losową, leśną scieżkę... I zobaczyć sarenki przebiegające niemal tuż przed nosem, usłyszeć świergot ptaków, który normalnie jest zagłuszany przez samochodowe silniki... Można zatrzymać się, przycupnąć na trawce, albo przytulać drzewa.Tyle tylko, że świat pędzi dalej i nie można zbyt dużo czasu przebimbać w lesie, bo potem go nie dogonimy. Ale to już inna bajka. A morał jest taki - nie zawsze najprostsza droga jest najlepsza!