Aczkolwiek w zupełnie innym wydaniu.
Paganini. Ale także Vivaldi, Bach, Beethoven, Mozart oraz inni wielcy twórcy Muzyki przez wielkie "M".
Słuchając tego typu muzyki, gdzieś wewnątrz mnie odzywa się głos, domagający się reinkarnacji. Żądający, bym w następnym wcieleniu lub wcieleniach opanował do perfekcji sztukę gry na skrzypcach albo fortepianie. Wrodzona skromność nie pozwala mi marzyć o komponowaniu, ale ile radości musi dawać prezentowanie światu dobytku kultury człowieka! Muskanie opuszkami palców klawiatury lub strun, płynne lawirowanie między ósemkami i szesnastkami, taniec rąk na klawiaturze albo gryfie, w szaleńczym rytmie bemoli i pauz... To musi być piękne. Uwalnianie skrytych emocji przez dźwięki, które poprzez uniwersalny język rytmu i melodii są zrozumiałe dla każdego, kto posiada sprawny narząd słuchu, niezależnie od tego, czy na co dzień mówi po polsku, chińsku, czy w suahili... Ale to pozostaje w strefie marzeń, chyba, że dożyję czasów wprowadzenia w życie matrixowego wprowadzania umiejętności do mózgu przez umieszczony w czaszce port USB. Ale pewnie wtedy nazywałby się jakoś inaczej.
Lecz nawet ograniczając się do słuchania, nie wykonywania tak przepięknych utworów, można popieścić swoje metafizyczne wnętrzności mnogością fonicznego nektaru, dostępnego tak łatwo jak nigdy dotąd, dzięki jutubom, rapidszerom, wrzutom, chomikujom i innym portalom przezentującym multimedia.
Słuchając choćby jednego utworu, zachwycać się można jego wielowątkowością i otwartą kompozycją.
Bo, podobnie jak poezja, muzykę można rozumieć na wiele sposobów, czego dowodzą interpretacje tego samego utworu, wykonywane przez różnych artystów. Bo, wracając do Paganiniego, jeden z jego utworów, można zaprezentować w ujęciu kobiecym, delikatnym, przepełnionym wrażliwością i subtelnością, tak jak tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=CpC8LVAmxM8
Ale, z drugiej strony, można rozumieć go twardo, po męsku, brutalnie i gwałtownie grać w tempie cwałującego konia po pustyni, jak wojownik nacierający na wroga z bojowym okrzykiem na ustach, tak jak tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=aGGPEDWQA5A&feature=related
I nie jest to wyjątek, bardzo łatwo można dotrzeć do nagrań rozmaitych interpretacji utworów pisanych z myślą o wielu instrumentach. A dodając do tego transkrypcje, przykładowo ze skrzypiec na fortepian, dochodzimy do niemal nieskończonej liczby możliwych prezentacji danego dzieła, a takich dzieł są tysiące! I pięknym uczuciem jest słuchanie tego wszystkiego i rozumienie pojedynczych dźwięków, fragmentów i całości na swój indywidualny sposób. Bo każdy będzie to odbierał inaczej, w zależności od swoich doświadczeń, nastroju i gustu.
I przy okazji można sobie uświadomić, jacy malutcy jesteśmy w skali naszej planety. Ile brakuje nam do kogoś, kto kilkaset lat temu stworzył coś, o czym do dzisiaj się wie, mówi i prezentuje kolejnym pokoleniom. A z kolei jak krótkim okresem jest kilkaset lat, w porównaniu do życia naszej planety. A nasza planeta, jakim jest mikrusem i gówniarzem, jeśli chodzi o istnienie całego kosmosu...
Nie chodzi o wpadanie w depresję, tylko zdrową świadomość tego, że tak naprawdę całe nasze życie obchodzi tylko nas i garstkę ludzi wokół.
A w ogóle, to życie jest niesamowite, taki byłby jedyny sensowny wniosek, gdyby wznieść się kilkaset kilometrów nad Ziemię i widzieć wszystkie zdarzenia, które działy się na niej przez ostatnie pięć tysięcy lat. A do jakich wniosków możnaby dojść, obserwując cały Wszechświat od początku, to nie mam pojęcia i pewnie nikt nie ma. A doliczając do tego możliwe światy równoległe i tym podobne, to już w ogóle.
Czas spać. :P