No właśnie. Pan na powyższym zdjęciu, wzbudzał swego czasu spore kontrowersje, a jego tezy zinterpretowane dość wirtuozersko, o ile można to tak nazwać, przez Hitlera stały się podwalinami dla Holocaustu.
Czemu on? A bo jakoś tak idea nadczłowieka i człowieka (czy też podczłowieka) nasunęła mi się po przeczytaniu pewnego newsa na portalu Onet.pl.
Otóż w skrócie - pewna zakonnica zakosiła z miejsca katastrofy prezydenckiego samolotu kawałek blachy ze śrubką i przywiozła go na Jasną Górę, za co zebrała pochwały od opatów czy jak ci zarządcy Jasnej Góry się nazywają, a w swojej homilii jeden z nich nazwał jej wyczyn "aktem niezwykłej odwagi". Ponadto, przez to, że blacha ze śrubką jest symbolem patriotyzmu, śmierci za jakieś tam wartości czy coś (przykro mi, ale nie byłem w stanie zrozumieć czego jest symbolem, może ktoś z Was mi wyjaśni), zostanie umieszcona w jakiejś sukni Matki
Boskiej.
Chciałbym samą treść artykułu, ale jedyne co mogłem zrobić po jego przeczytaniu to złapać się za głowę i powstrzymywać ją od walenia czołem w biurko.
Przejdę zatem do refleksji, mających pewne elementy wspólne z panem ze zdjęcia.
Otóż powyższy onetowy artykuł spowodował, że zadałem sobie pytanie - jaki rodzaj ludzi chwali kradzież kawałka rozbitego samolotu, w którym zginęli ludzie? I jaki rodzaj ludzi jest przekonany, że blacha ze śrubką powinna być wszyta w suknię figurki Matki Boskiej z racji na swoją "symbolikę"?! Bo według mnie powiedzieć, że to chore, to stanowczo za mało. To jest co najmniej idiotyczne. A zyskuje poklask wielu ludzi.
Idąc tym tropem zadajmy sobie kolejne pytania - jaki rodzaj ludzi "jebie Policję na 100%", umawia się na ustawki dzierżąc noże i siekiery, określa kobiety "świniami" czy "dziwkami"; esencją szczęścia dla jakiego rodzaju ludzi jest orgazm z "lasencją" poznaną na imprezie, dla ludzi jakiego pokroju najważniejsze są tipsy, solarka i umięśniony, bogaty facet, jacy ludzie itp, itd, wymieniać możnaby długo.
A z drugiej strony - jacy ludzie widzą piękno w koncercie na żywo, jacy ludzie tworzą sztukę, jaki rodzaj ludzi poświęca całe życie na badania naukowe, do jakiego rodzaju ludzi należeli Galileusz, Kolumb, czy Kopernik?
Czy można postawić znak równości pomiędzy noblistą, a dresem w starej beemce, którego szczytem marzeń jest wejście Legii Warszawa do Ligi Mistrzów? Z biologicznego punktu widzenia na pewno tak, ale postawmy sobie pytanie retoryczne - gdybyśmy mieli do rozdysponowania między nimi jeden egzemplarz dalszego życia i jeden egzemplarz bezbolesnej śmierci, kto by przeżył? Zakładając, że decyzja zależałaby wyłącznie od nas i nikt by o tym nie wiedział.
Zdecydowanie nie popieram idei separowania tych dwóch rodzajów ludzi, za wyjątkiem sytuacji, w których dana jednostka ewidentnie szkodzi społeczeństwo (czyli inaczej mówiąc, popełnia przestępstwo i trzeba delikwenta zamknąć za kratami, żeby nikomu już nie szkodził). Zastanawiam się jednak intensywnie, czy faktycznie gatunek homo sapiens jest tak jednolity, jak jest ogólnie przyjęte.
Przez chwilę pomyślałem o ewolucji - przecież mogło być tak, że nasz gatunek ewoluował dwiema drogami - inteligentną i bardziej prostacką. Ale szybko obaliłem tę tezę, bo po pierwsze, z punktu widzenia świata inteligenci powinni wymrzeć, bo pisanie wierszy w sytuacji zagrożenia życia jest mniej przydatne niż nieskomplikowane, niemal instynktowne myślenie i egoizm. A po drugie, co jest moim zdaniem arcyciekawe, przynależność do danej grupy ludzi ("skomplikowanych" i "nieskomplikowanych" powiedzmy, ale nad terminologią musiałbym jeszcze popracować. :P) nie jest dziedziczna! Bo przecież w wielu szanowanych rodzinach zdarzają się wykolejeńcy, tak samo jak z wielu patologicznych rodzin rodzą się wielcy świata teraźniejszego i przeszłego.
W takim razie - od czego to zależy? Ja na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Co sprawia, że dla jednego celem życia jest założenie kochającej rodziny, a dla innego kupienie sobie wypasionej fury? Wychowanie i rodzina? Skąd zatem narkomania, brak ambicji i skandale z udziałem dzieci ludzi uważanych za inteligentnych? Albo skąd w dzieciach z patologicznych rodzin chęć zmian w życiu, byle tylko nie skończyć jak rodzice? To może otoczenie? Ale w podrzędnych, pełnych przemocy szkołach występują wrażliwe i inteligentne dzieci, podobnie jak w renomowanych placówkach zawsze prędzej czy później pojawi się palant.
Jedyny sensowny wniosek, jaki mi się nasuwa, to nasza unikatowość. Każdy człowiek jest silnie zindywidualizowaną jednostką, która rozwija się w tylko sobie znanym (i to niekoniecznie świadomie) kierunku. Co prawda, w większości przypadków warunki, w których żyje, ograniczają rozwój w tym własnie kierunku i ostateczne stadium rozwojem jest swego rodzaju kompromisem, jednakowóż niektórym się udaje. Juliusz Cezar, Adolf Hitler, Michael Jackson, Jan Paweł II - to ludzie, którzy rozwijali się wyjątkowo dokładnie w swoim kierunku, czasem wręcz naginając rzeczywistość tak, by pasowała do ich planów. Swego rodzaju Neo (w liczbie mnogiej), którzy mogli wpływać na Matrix. No, chyba że po prostu mieli fuksa.
Wróćmy więc do kwestii tego, co dokładnie decyduje o tym, jacy jesteśmy. Co kieruje naszymi marzeniami i celami w życiu, co sprawia, że dwoje ludzi w identycznej sytuacji podejmuje zupełnie różne decyzje? Widocznie jest coś, co kieruje ludźmi jako całością i jako jednostkami jednocześnie.
A to, czy nazwiemy to przeznaczeniem, siłą wyższą, czy Bogiem, zależy już od nas. A różnice w definiowaniu "tego czegoś" tylko dowodzą, że istnieje. :)