Dziś na ulicy widziałem Twój płaszcz
Ostrożnie stąpał po śliskim chodniku
Drobnymi krokami zbliżał się do mnie
Niemal tak samo, jak ostatnim razem
Kąciki ust drgnęły w uśmiechu
Mały błysk chyłkiem zagościł w mych oczach
W pamięci odżyły zimowe wieczory
Gdy często tak gościł w mych silnych objęciach
Przez chwilę chciałem znów go uściskać
Kaptur z futerkiem ostrożnie odchylić
Ogrzać swą dłonią policzek zmarznięty
By zaraz potem do ust się schylić
Podnosząc wzrok, spojrzałem na twarz
Chwila spłoszyła się tym widokiem
Dzisiejszość wróciła do smutnego serca
Światło nadziei tłumiąc swym mrokiem
Płaszcz minął mnie w ciszy, zupełnie bez słowa
Idąc przed siebie w tę cichą niedzielę
Zamknąłem oczy, westchnąłem cicho
Na innym dalej podążał już ciele
...
dla odmiany w tajnej linijce nic ciekawego nie będzie xD