Myślałam, że Londyn jest super, że chcę tam zostać foreva and eva.. dopóki nie odwiedziłam Brighton.
Urokliwe miejsce, pełne wąskich uliczek, malutkich sklepików, przytulnych kawiarni i pięknych widoków. Jest przyjemniej niż w Londynie, bo ludzie tak nie gonią, tłumy nie tratują, jest wielka woda no i oczywiście jak dla mnie decydujący argument - Brighton PIER z niezwykle atrakcyjnym karnetem wielokrotnego wstępu na wszystko, co znajduje się na molo - w tle muzyka, morska toń, wata cukrowa i czego tylko dusza zapragnie. Powrót do Londynu do lekkich nie należał tym bardziej, że "jutro na ósmą" itd. itp.
Poza tym ktoś powinien mi wytłumaczyć, gdzie podziały się wakacje.
Odkąd zaczęłam studiować sympatia do tego miesiąca DELIKATNIE SPADŁA, jednakowoż zawsze z sentymentem będę wspominać czasy szkoły i uroczystego rozpoczęcia roku (+poważne problemy temu towarzyszące: "W co się ubierasz?!?!?!")
Bo według mnie rok nie rozpoczyna się w styczniu, a we wrześniu. Ten miesiąc już na wieki będzie mi się kojarzył z zapachem nowych książek, okładek na zeszyty, wejściem w jakiś inny,nieznany dotąd etap życia i wzmożoną pracą mózgu hehe ;_;
(Akurat to ostatnie odczucie nadeszło po rozpoczęciu przygody ze szkolnictwem wyższym.. Wszak wiadomo, że będąc uczniem zbawienne NP się posiadało i wykorzystywało się czem prędzej, żeby się broń Boże nie zmarnowao/uschło/zagubiło, a żeby i sobie nieco dreszczyku i adrenaliny w przyszłości zadać pytaniem skierowanym do nauczyciela: "Mam jeszcze jakieś nieprzygotowania?!?"- głosem zachrypniętym z przerażenia oczywiście).
Ilość nagromadzonych przeze bibelotów rośnie, nie chce mi się myśleć o powrocie, a co dopiero bilet bukować, mama tylko czasem przypomni, że sprawy niezamknięte czekają, no i rodzina. SKORO TAK...
Niestety, serce nie sługa, człowiek chce pokierować roztropnie, ale ten głupi mięsień zawsze musi wtrącić swoje trzy gorsze i spierdolić całą perfekcyjnie zbudowaną przez rozum koncepcję. Czy da się zrobić tak, żeby wilk był syty i owca cała?
Szczerze? Wątpię. (pozdro Mikołajek:D:*)
Dzisiaj długi wywód, ale jest mi przyjemnie, okno otwarte, kawa paruje, jesienna play lista w tle, więc wszystkie te rzeczy sprowokowały mnie do uzewnętrznienia się tutaj, do zmiany szaty graficznej równeż :D
Trzymajcie się ciepło, noście szalik, zbierajcie kasztany, słuchajcie Norah Jones pod kocem i jedzcie niezmierzone ilości cynamonu pod każda postacią (oprócz Ciebie Kowalska), bo teraz jeszcze wolno, ale przyjdą zimne dziady listopady no i wtedy to już będzie trzeba.
xoxo!