Przez cały dzisiejszy dzień miałam totalny brak energii. Nie wyspałam się, wszystkie ostatnie emocje, przeżycia ze mnie wyszły przez co nie czułam się dzisiaj najlepiej. Jedyne o czym marzyłam to pojechać do mojej Sarenki i zabrać nas obie na spacer bez żadnych planów, wymagań, oczekiwań. Ona najlepiej potrafi sprawić, że odzyskuję wspaniałą energię i nastrój.
Dopiero wieczorem udało mi się przyjechać do stajni. Było przyjemnie ciepło a wiatr delikatnie nucił do ucha. Wzięłam halter, siodło i ruszyłyśmy przed siebie. Już po tym jak Ją siodłałam to widziała, że ja nie nadaję praktycznie do niczego i jak zaczarowana stała bez ruchu przy siodłaniu jak i wsiadaniu :)
Nigdy przeważnie nie wiem gdzie pojedziemy, nogi i wiatr same nas niosą. Mimo że słońce dawno skryło się za górami i z minuty na minuty robiło się coraz ciemniej pojechałyśmy do lasu.
Wiecie co jest niesamowite w tym wszystkim co dla kogoś innego może być pozorną błahostką? To że po zachodzie, mogłam jechać na haltere nie trzymając praktycznie wodzy a ona szła przed siebie. Nie przyśpieszała, nie nakręcała się, po prostu mi ufała i czuła że to dzisiaj mną trzeba się "zająć" i dać mi odpocząć. Mimo ciemności, wiatru i szmerów była opanowana, skupiona i czekała na mnie
Szła wszędzie gdzie poprosiłam, jak nie była pewna to i tak szła dalej, nie chciała zawracać. A przecież mogła, ja nie trzymałam wodzy ;)
Wracałyśmy okrężną drogą w ciemnym lesie, tylko my z leśnymi stworkami i otulonym w poświatę księżycem. Coś pięknego. Mogłam zamknąć oczy i po prostu dać jej się nieść.
Na końcu naszej małej wędrówki w popliżu stajni zsiadłam, wdrapałam się na belę słomy, położyłam się a Sarenka wcinała trawkę. Zasłużyła :)
Niby nic nadzyczajnego, od co taki spacer, a jednak dzisiaj przeszła samą siebie!