W tym całym bałaganie jedynie pies nie zostawia mnie samej. A gdzie pańcia? Nioch, nioch, nioch. Ciepło, ciepło, gorąco ... O jest! Siedzę zajęta w pokoju, pisząc kolejną pracę na zaliczenie, wchodzi psinka i siada przy moich nogach. Tak po prostu. Odrywam się od pracy, by pogłaskać mojego aniołka, odpowiada mi tym, że po chwili kładzie się na grzbiecie, odsłaniając mi swój brzuszek. Podrap mnie po brzuszku, no dalej, tak mi dobrze. Nie myśl tyle, no już, rozchmurz się. Po czym robi jedną ze swych głupich, jakże rozbrajających min: uszy po bokach jak u nietoperza, jęzor wywalony na bok i zez do środka, patrząc się centralnie na mnie. Psinka wie jak mnie rozśmieszyć, przychodzi jej to bez problemu. Zachowuje się jak szczeniak, mimo 8 lat na karku, powolnych, kulejących kroków, czy siwizny nad oczami i na uszach. Odpowiada wzrokiem pełnym oddania, tam się kryje pełna definicja "przyjaźni". Jak szczeniak ? Daj jej rozłożoną, białą chusteczkę - bierze w łapy, rozrywa ją, szarpie jak Reksio szynkę. Jednak sprawia jej to radochę, jak słyszy, że się śmieję, to jeszcze bardziej nakręca ją do zabawy i nie odpuszcza. A potem na podłodze leży sterta poszarpanych, białych kawałków chusteczek. Jeszcze, jeszcze, jeszcze! Wrrrr! Dawaj tą chusteczkę. Ej!, gdzie ona jest? A, tu! Ha, mam! Bleeee, klei mi się do jęzora, fuj. Jeszcze kilka kawałków! Chaps, uszczypnę Cię w palce! Hehehe. Moja chusteczka! AŁA! Oj, za mocno ugryzłam? Kurde, mój palec, ałć. Szczęki jak u pitbulla. Uroki zabawy z psem. Kilka liźnięć językiem i wtulenie się w moje ręce, oczy jak Kota ze Shreka. Łapa na moją rękę i trącenie nosem.
Pies? Bez wątpienia najlepszym przyjacielem człowieka.