Ostatnio dużo Meli i zapewne jeszcze trochę się tu jej pojawi, bo dostałem całą jej dyskografię! Moja prywatna panna Koteluk!
Dostałem dużo małych cudów od wielkich cudownych ludzi, których miniaturki zachowuję w swoim małym serduchu!
Moja radość nie ma obecnie granic. Mógłbym biegać, skakać, tańczyć, leżeć, śpiewać, spać, kochać, latać, czarować na raz i jeszcze się śmiać. Tak dawno się tak nie czułem. Aż tak!
Długie loty małych perseidów, żar z ogniska i ciepło dłoni. Dźwięk gitary i obolałe od cajón palce, dym w nozdrzach, uśmiech w duszy.
Noc zakończona dokładnie tak jak powinna zostać zakończona. Dokładnie tak jakbym chciał, gdybym to jakoś planował. Dokładnie tak jakbym sobie wyobrażał, że to ma w jakiś sposób wyglądać.
Niech mnie zjedzą hipopotamy! Mam najlepszych przyjaciół na świecie. Dlaczego? Ich zapytajcie, jak to robią, że są tacy wspaniali. Może sobie na to zapracowałem, może zasłużyłem. Może właśnie dokładnie odwrotnie. Może to przypadki i zbiegi okoliczności. Cokolwiek. Jesteśmy wystarczająco mocno wszyscy różni, by się dopełniać.
"Każdy z nas jest rodzynkiem. Dlatego wszyscy trzymamy się razem."
"Jesteśmy tak pięknie różni, że aż okropnie podobni"
Niektórzy jednak mimo wszystko mnie zaskakują. Nagłością. Impulsem. Gwałtownością. Brakiem pewnych cech, których nieposiadanie nawet szczątkowych ilości jest niezdrowe. Potem tak się to na ludziach odbija, że odbija. Tak jakbyśmy musieli karabiny ładować i strzelać seriami. Nie lepiej z nabojów robić otwieracze do Oranżady?