chora.
L4 do 8smego...czyli do wyplaty. Leze pije 50siaty litr herbaty z cytryna lub bez dla odmiany. Mysle o swoim zyciu. Mysle czemu tak jest jak jest i co jeszcze moge zmienic... a co powinnam zmienic. Szukam pracy. I napawam sie mysla ze do 8smego mam worek ryzu, pol worka makaronu, sloik pulpetow i sloik sosu slodkokwasnego oraz 4 parowki z czego jedna zaraz zjem. (bo te z biedronki są w pyte. )
Doszlam do wniosku ze to ta przeprowadzka. Nie uczestniczylam w niej. Wiec do konca sie nie wyprowadzilam z tamtąd. I tesknie za tym domem. Tak cholernie tesknie ze odczuwam fizyczny bol. Nie za kims a za czyms. za miejscem. Za klimatem i bezpieczenstwem tego miejsca. Za kuchnią, duza, jasną i z tą jebaną pralką, ktora potem zagracila lazienke. Za kotem na parapecie, za brudem pod tanimi szafkami, za jebana biala podlogą ktorej tutaj mam w brud bo nawet we wlasnym pokoju mam biale jebane kafelki. Tesknie za kuchenką gazową, za mikrofalowką ale tylko w tej kuchni. Bo w domu to nie to samo. Tesknie za tym przedszkolem, za przystankiem pod nosem i za stacją benzynową ktora gdy wracalam do domu dziwnym trafem miala rozleczenia dobowe i trzeba bylo pol godziny czekac. Za tym głazem pod stacją na ktorym spisali dwoch maturzystów, i na ktorym tyle sie dzialo. Za tymi lawkami pod AP (teraz UP) za parkiem, za Heanem, za tym ze kiedys bliscy mieszkali na przeciwko, na krolewskiej a teraz są innymi ludzmi i niewiele nas laczy prucz wspomnien. Za tym co kiedys mi sie teskni bo przytlacza mnie to co terazi jeszcze bardziej to co przede mną. Bo swiadomosc ze trzeba wziac sie w garsc i to wszystko wreszcie pokierowac a nie uciekac od siebie i od wspomnien bo i tak wrocą , bo ta swiadomosc potwornie mnie przeraza.
I wciąż nie wiem co chce robic. Kazdy mowil ze to uroki wieku, ze kazdy budzi sie rpedzej czy pozniej i wie jaki obrac cel, ale ja go wciaz nie mam... i jakby mokne w tym basenie zycia i tak faluje na wodzie czasem prad mnie gdzies poniesie, bardzo w lewo bardzo na wschód... czasem sie zatapiam to znow wyplywam na powierzchnie.
faluje... dryfuje...i chce wreszcie poplynąc. Pod prąd z prądem obojętnie ale poplynąc tak pewnie przed siebie.
boli. boli boli cholernie. Ludzie potrafią potwornie ranic. Sama ciagle ranie mimo ze nie chce, a wiem ze zranie jeszcze bardziej. Po prostu wiem bo taka jestem ze im bardziej kocham tym bardziej ranie. Ze strachu przed zawiedzeniem kogos.
Bo jak to male dziecie chcialabym nagle miec fortune kazdemu dac pieniadze zeby juz na nie nie narzekali, kupic dom umeblowac oddac Wam... a sama wyjechac. zanim znowu zawiode.
ide dalej chorowac i pic herbate...