Rozdział 8
Przez następny miesiąc po naszym romantycznym weekendzie, nasze uczucie rozkwitało. Z dnia na dzień stawaliśmy się z Franco sobie coraz bliżsi. Byłam niesamowicie szczęliwa. Owszem nasz zwiazek nie był tylko pełen słodkich chwil, sprzeczki się zdarzały choćby z tego wzgledu, ze mieliśmy całkiem odmienne charaktery.
-Jesteś chyba nienormalny ! - krzyknęłam pewnego dnia, kiedy wszedł do mojego pokoju.
-Ale o co Ci chodzi? - zapytał, szczerze zdziwiony.
-Jak to o co ?!- jeszcze bezczelnie sie pytał! - Może mi powiesz, ze nie ma nic dziwnego w jeżdzeniu na motorze bez kasku. - wydarłam się, aż Artemida poderwała się i schowała pod łóżkiem.
-Jezu, wiecznie robisz problem, zostawiłem go u Liama ostatnio, wielkie halo.- czyłam jak moje ćiśnienie zaczynało się podnosić i oscylowac w rejonach 500. Franco chyba to zauważył, bo po chwili dodał - dobra więcej nie bede, jesteś usatysfakcjonowana? - zapytał hamując wybuch śmiechu. Nic nie odpowiedziałam, odwróciła się i usiadłam.
-Przez Ciebie, prawie zpomniałem po co tu przyjechałem, jutro idziemy na imprezę do mojej kuzynki Cindy i nie przyjmuję, zadnego sprzeciwu, będę po Ciebie o 19, a teraz muszę iść. - nie zdązyłam nawet zaprotestować, dał mi szybkiego buziaka w policzek i już go nie było.
Nadal poirytowanie wręcz ze mnie wychodziło uszami. Boże co ja mam z tym chłopakiem !? Nagle do pokoju weszła mama.
- Co się stało? Dlaczego tak krzyczałaś?
-A, nie ma o czym mówić. Franco przegina czasami. - uśmiechnęłam się.
-Nic poważnego? Nie mam się czym martwić?
-Nie masz. Wszystko jest w porządku.
-Dobrze, to teraz zbieraj się. - popatrzyłan na nią ogłupiała - nie mów, ze nie pamiętasz? Przecież idzesz dziś zaopiekowac się Sarą i Tomem Low. - O nie ! Na śmierć zapomniałam.
-Ach, no tak pamiętam. - genialny czwartkowy wieczór w towarzystwie pięcioletnich rozkapryszonych bliżniaków. Szybko się przebrałam, sukienkę zmieniłam na wygodne spodnie i bluzę, przy tych dzieciakach na pewno się sporo nabiegam.
Wcale się nie pomyliłam. Po godzinie w towarzystwie bliźniaków z piekła rodem mialam ochotę pozbawić ich wszystkich kończyn. Sara postanowiła zrobić sobie ze mnie lalkę i w momencie kiedy dorwała moje włosy wiedziałam, ze wieczorem rozczesanie ich zajmie mi wieczność. Toma natomiast cechowało zamiłowanie do zrzucanie z półek wszystkiego, co tylko udało mu się dosięgnąć. Ciągle krzyczał:
-Lukrecia, zlap to!
Na moje szczęście około godziny 8 padli oboje jak muchy ze zmęczenia. Także spokojnie posprzatałam cały ten bałagan i czekałam na ich rodziców.
-Bardzo Ci dziękuję.- powiedziała pani Low, była to szczypła niska kobieta o krótkich kręconych włosach. -Dali Ci trochę popalić?- "trochę" to duże niedopowiedzenie.
-Tak, trochę. - uśmiechnęłam się, pani Low zapłaciła mi, tak jak zwykle i poszłam do domu.
CDN
ale zaniedbałam tego photobloga, już chyba bardziej się nie dało. notka miała sie pojawic w piątek i była całkiem inna niż ta, ale mi się wszystko skasowało. wiem, ze to powyżej jest strasznie nudne, ale wieczorem postaram się dodac jeszcze jeden wpis w ktorym już na pewno bedzie się działo więcej.