Wróciłam do Wrocławia i dobrze mi tu, choć tęsknię za domem. Ciągle wącham Babci ubrania i płaczę sobie za nią, za jej tonem głosu, wypielęgnowanymi paznokciami, zawsze idealnymi włosami. Trzymam się i nagle przychodzi taki dzień kiedy wydaje mi się, że ona ciągle jest, że po prostu znowu podają jej chemię. Rozmawiam z nią, gdy jestem sama, mama z resztą także to robi. Wydaje mi się, że gdy zaraz wrócę do domu i pojadę do dziadka, to ona też tam będzie. I dziadek też, i będą się kłócić znowu, bo oni zawsze się kłócili. Myślę, że jeśli mój dziadek czegokolwiek żałuje, to tego, że tyle lat praktycznie się nie odzywali. Tak płakał na pogrzebie. Tak czule ucałował jej czoło na pożegnanie, złapał za dłoń i powiedział " no to do widzenia, Bożenko". Na grób jeździ wystrojony, tak jak Babcia najbardziej lubiła, a on nigdy tak nie chodził. Powiększył sobie obrączkę ślubną i nosi. Kochał ją bardziej, niż wydawało się jemu samemu. A teraz szukamy mu innego mieszkania, powoli trzeba powynosić Babci rzeczy... Dziadek powiedział, że nie może, że gdzie nie wejdzie tam jej ubrania i kosmetyki, że mamy to zabrać. Dzwoni do nas, jeździmy do niego, siedzimy z nim godzinami. A ona gada i gada i gada. I opowiada o dawnych czasach, psach, samochodach, Babci w różnych sytuacjach. A czasem milknie i patrzy w przestrzeń, a po policzku płynie łza. 41 lat razem. To takie science fiction, że jej nie ma. Jak to? Mojej Babci? Mojej kochanej? Wchodzę do jej sypialni, gdzie tyle spędziłam nocy, gładzę pościel, przeglądam rzeczy, dokumenty, wypisy ze szpitali. Tak dzielnie walczyła. Ostatni raz patrzyła na mnie tymi swoimi szaroniebieskimi oczami, a ja widziałam w nich już tylko pustkę. Wiem, że mnie słyszała, że nie rozumiała moich słów, ale wiedziała, że to ja. Mówiłam, mówiłam i mówiłam. Że kocham. I żeby się nie bała. Masowałam nogi, trzymałam za ręce. A ona w amoku, przy gigantycznej dawce morfiny tak niespokojnie obracała głowę, wierciła się, próbowała podnieść... Kilka dni wcześniej patrzyła na mnie a w jej oczach był bół i przerażenie. Tak mocno chciała żyć, być z nami, "Ja się nie poddam!", i nie poddałaś się, Babciu, moja najdroższa, jesteś najdzielniejszą kobietą na świecie. Tak cholernie mi jej brakuje, tak bardzo tęsknię... Marzę o tym, żeby jeszcze raz usłyszeć jak narzeka na dziadka. Jak cieszy się, gdy smakuje nam jej obiad, bo gotowała genialnie. Jak klnie na kota i wypytuje o szkołę czy pracę. Jak się śmieje, a w szaroniebieskich oczach widać iskierki. Tylko ona takie miała. "Kurwiki". Potrafiła być tak złośliwa, że miałam ochotę wyjść, a teraz dałabym wszystko, całą siebie, by jeszcze raz tak porządnie mnie wkurwiła. To takie dziwne, miała być z nami zawsze, była taka młoda, była najpiękniejszą kobietą na świecie, nie wyglądała na 68 lat, zawsze umalowana, elegancka, wystrojona. Uwielbiała ubrania i zielone cienie do oczu. Ogarniała wszystko i nas wszystkich. Była niezawodna, niezniszczalna, niepkonana. A trafiła na najgorszego raka.
Wciąż pamiętam jak miałą 7-8 lat i moja mama wyjechała na 9 miesięcy na szkolenie. I wracała co dwa tygodnie na weekend, a przy każdym jej odjeździe bardzo płakałam. I babcia wtedy tuliła mnie mocno i sadzała sobie na kolanach. Do tej pory mam w pamięci zapach jej spódnicy, pościeli w której spałam. Gdy kładła mnie spać zawsze szła jeszcze zrobić filiżankę herbaty, ale zanim ją przyniosła ja najczęściej już spałam. Robiła na drutach w okularach ze złotawą oprawką, oglądała tvn24 i piła herbatę. Trzymała wszystkie moje "dzieła", robiłą mi i kuzynce ogrom zdjęć...
Babciu, bardzo mocno za Tobą tęsknię. Kocham.
"Jak się nie poddać, kiedy siebie masz coraz mniej.."
I myśli, myśli, myśli. Nie umiem zapominać, staram się funkcjonować normalnie, choć to trudne, i już nie chodzi o jedzenie, bo z tym sobie daję radę, ale o ten natłok niepoukładanych słów w mojej głowie, niewyobrażalnych obrazów, bezsenność, paniczyny strach przed porankiem, paniczny strach przed zaśnięciem... I ten spokój złapany w jego ramionach zakłócany jej obrazami. Wypędzam to z siebie jak mogę, ale przerażenie bierze górę i to dość często. Zajmuję sobie czas, przynajmniej tak mi się wydaje, choć nie widać z tego tytułu żadnych zmian, ale piszę i piszę i czytam. Wszystko, łącznie z ulotkami. Ja bym tylko chciała być normalna, nie udawać, nie grać codziennie, żyć tak jakbym chciała... Dziś na rozmowie o pracę usłyszałam, że jestem bardzo pewna siebie. A ja po prostu cieszyłam się, bo facet częściej patrzył w kartkę niż na mnie. Oj umiem grać, umiem. Wszystko we mnie krzyczy a na twarzy uśmiech. Tylko oczy nie te co kiedyś. Dłonie jakieś zniszczone, szara cera, wory pod oczami. Spierzchnięte usta...
Znalazłam u mamy tabletki uspakajające, silne, bardzo silne, nieużywane. Ojezu jak mi się chciało je ukraść. Pół wystarcza żeby się wyłączyć na kilka godzin. Wszystko odpływa, myśli, głosy, światła, cienie, cały świat znika.
Inni użytkownicy: olejtoxddderwa22protectyourauraelmariachi28921lordmagriffy93gandaharbulkazpasztetemkobekontakarolekrsgagi89plk
Inni zdjęcia: 9 / 03 / 25 xheroineemogirlx1407 akcentovaTurkusowo, fioletowo i w Pumie xavekittyx:) qabiResza figur Wilkonia bluebird11sezon lodów patkigd:) dorcia2700.. locomotivHiacynty pachnące na dobranoc halinamJeb najprawdopodobniejnie