Nie miałam zielonego pojęcia co w tej sytuacji zrobić. Byłam rozdarta. Z jednej strony chciałam ją znaleźć, ale z drugiej strony cholernie nas skrzywdziła. Nie wiedziałam, czy nasz 'ojciec' rzeczywiście był naszym ojcem, a nie facetem, który nie wiedział nic o zdradach matki. Strasznie chciałam zrobić badanie DNA. Wiedziałam, przeczuwałam, że 'ojciec' nie był tym prawdziwym, że dał się nabrać Heidi. Ale z drugiej strony nie chciałam grzebać w ludzkich zwłokach na cmentarzu. O ile te zwłoki rzeczywiście należały do 'ojca', który zginął w wypadku. "Kurwa, o czym ja do chuja myślę?!".
Nagle poczułam wibracje telefonu. Dostałam sms-a... Od Jo...
'Lind, jesteś w domu?'
Odpisałam mu. 'Tak' Z tego całego zamieszania zapomniałam, że Jo został tam... Koło burdelu...
'To dobrze, zostań tam. Ja znajdę naszego ojca. Naszego prawdziwego ojca!' - cholernie zdziwił mnie ten sms. Nie chciałam z nim tak rozmawiać. Zadzwoniłam, a Jo natychmiast odebrał.
- Halo? - spytał
- Jo, co ty do chuja odpierdalasz?! - wykrzyczałam
- Jak to co? Znajduję naszego PRAWDZIWEGO - dość mocno to podkreślił - ojca.
- Ale... Ale jak? - zawahałam się - Kurwa co ty chcesz zrobić? - zapytałam pewna najgorszych obaw - Dlaczego ty biegniesz?! - słyszałam jak dyszy.
- Byłem u tego dilera, wymusiłem od niego namiary na matkę. Lind mam te namiary, tak jak chciałaś! - powiedział zdyszany
- Ale jak to kurwa wymusiłeś?! - spytałam wystraszona - Jo, coś ty zrobił?!
- Jezu, Lind, nie przejmuj się, przypierdoliłem mu parę razy i zwiałem. Właśnie wsiadam do naszego autobusu, mam nadzieję, że mnie nie znajdą! Kończę, pa!
- Jo, stój! JOOO! - ale było już za późno, rozłączył się.
Nie wiedziałam co robić, czy czekać na niego w domu, czy ruszyć na przystanek. Po raz kolejny byłam rozdarta. Jednak postawiłam na tę drugą opcję.
Szybko zeszłam na dół i ubrałam się. Natychmiast pobiegłam na przystanek, z którego wracałam do domu ok godziny temu.
Gdy tylko podjechał najbliższy autobus wypatrywałam Jo, niestety to nie nim podróżował. Zaczął padać deszcz. Stałam cała mokra, czekając na następny autobus. Gdy przyjechał i zobaczyłam w nim brata, natychmiast wyciągnęłam go z środka i zrugałam.
- Co ty kurwa odpierdalasz?! Mogłeś zginąć do chuja!
- Nie martw się mała, nie znajdą nas, a ja żyję, jestem cały! - uśmiechnął się do mnie.
Stałam na deszczu i patrzyłam się na niego jak na debila.
- Co ty pierdolisz? Przecież to jest dom matki! Oni mogą wiedzieć, gdzie mieszkała, a tym samym sposobem mogą znaleźć i ciebie, idioto jeden! - wykrzyczałam na niego.
- Kurwa, o tym nie pomyślałem - nagle uśmiech zniknął z jego twarzy - Nie sądzę, żeby nas znaleźli, nie sądzę, żeby pamiętali gdzie mieszkała matka - nie wypowiedział tych słów zbyt pewnie
- Jak wolisz, ale ja uważam, że nie jesteśmy tu bezpieczni. Na chuj mu wpierdoliłeś?!
- Musiałem. Chciał... - zapanowała na chwilę cisza, podczas której słychać było tylko krople deszczu - Chciał mnie zatrudnić jako męską dziwkę, Lind! Ciebie też chciał w to wciągnąć!
Przytuliłam się do niego. Już nie miałam do niego żalu. Chciał nas chronić, uwierzyłam mu.
- Chodźmy do domu - powiedział - Jesteśmy cali mokrzy i robi się coraz ciemniej.
Zaufałam mu i poszliśmy do domu. Chciałam, mimo przeciwności, dowiedzieć się wszystkich informacji, jakie Jo znalazł.